Muszę uczynić tu pewne wyznanie, które może nie do końca będzie dla Was szokujące, ale dla mnie niestety takie jest - choćby z racji mojej konserwatywnej natury, w której zakorzeniony jest głęboko tradycjonalizm.
Pewnego pięknego dnia byłam męczyłam się z jakąś lekturą - tytułu niestety nie pamiętam, bo przestrzegłabym przed nią na pewno. Wydawało mi się, że utknę w niej na wieki, że zanudzi mnie całkowicie i odbierze chęć do dalszego czytania na co najmniej pół roku.
Aż tu nagle, podczas porządków, w moje ręce wpadła inna książka z mojej biblioteczki. Przypomniałam sobie, że miałam ją czytać już dawno temu, lecz jakoś ciągle odkładałam. Wciąż coś mnie od niej odciągało, coś bardziej interesującego, zajmującego, ciekawego.
Przeglądnęłam okładkę, po raz kolejny przepisałam opis, przekartkowałam, otworzyłam i przeczytałam jedno zdanie. Potem następne i jeszcze następne. Szybko skończyła się pierwsza strona, a za nią kolejne. Zanim się obejrzałam przeczytałam nie tylko pierwszy rozdział, ale byłam mniej więcej w połowie lektury.
Musicie wiedzieć, że od tamtego czasu zdarza mi się czytać kilka książek na raz.
Kiedyś byłoby to całkowicie niewyobrażalne. Bo jak to zaczynać jedną książkę nie kończąc drugiej?
Absolutne przestępstwo, naruszenie wszelkich zasad dobrego czytelnictwa (o ile w ogóle takie istnieją?). Ale teraz jest to dla mnie ogromna ulga, gdy mogę po niezbyt udanym fragmencie jednej książki sięgnąć po następną. Potem oczywiście wracam do tamtej niedokończonej. Czasami nawet kilkakrotnie czytam na przemian.
Niekiedy wchodzi też trzecia lub czwarta lektura, a wszystkie one są zupełnie różne. I tak gdy czytam nostalgiczne eseje, przerywam je ostrymi kryminałami, porywającymi powieściami obyczajowymi, bądź klasyką. Romans mieszam z tragedią, zbrodnię z czystością obyczajową, zło mieszam z dobrem.
I świetnie mi z tym.
Nie tylko doskonale pamiętam, na którym fragmencie skończyłam czytać daną lekturę, ale wcale nie gubię się w jej treści, co zwykle miało miejsce, gdy książka, w której utknęłam wracała na półkę na długie leżakowanie. Potem sięgając po nią, otwierając na rozdziale na którym tkwiła zakładka, nie wiedziałam co było przed chwilą, co za mną, a co dopiero przede mną.
Właśnie. Jedynym faktem, którego nie jestem w stanie zapamiętać w niektórych książkach jest strona, fragment, na którym skończyłam swoje czytanie poprzednim razem. Nie dotyczy to wszystkich powieści - choćby "Anię z Zielonego Wzgórza" czytałam posiłkując się jedynie moją pamięcią, ale tak dobrze znam tę książkę, że wcale mnie to nie dziwi :)
I tutaj pojawia się kilka metod na radzenie sobie z tym "problemem".
Pierwszą z nich jest niewątpliwie to, o czym wspomniałam - zapamiętywanie stron/rozdziałów w danej książce. Ja stosuję tę metodę, gdy znam dobrze powieść, którą czytam.
Rzadko kiedy udaje mi się w podobny sposób pamiętać strony książki bibliotecznej, czy jakieś innej, nowej. Wtedy z pomocą przychodzi metoda numer dwa - stara, dobra i kochana zakładka.
Pozostałych metod właściwie nie praktykuję (trudno mi nawet wyobrazić sobie zagięcie strony, czy wyrwanie kartki - a i o takich sposobach na zaznaczenie miejsca, gdzie skończyło się czytać słyszałam), a chcąc nie chcąc to właśnie zakładka pozostaje tym głównym "narzędziem", którego używam.
Czasami za zakładkę służą mi przedmioty codziennego użytku - bilety autobusowe, pocztówki które otrzymałam od znajomych, ulotka wyciągnięta ze skrzynki pocztowej lub otrzymana na ulicy. Ale mam też własną, całkiem pokaźną kolekcję zakładek (zdj. nr 1). Nie uda mi się ich wszystkich Wam zaprezentować, bo większość jest pochowana w różnych książkach (najczęściej tych z którymi je kupiłam/otrzymałam), ale namiastkę ich możecie mieć oglądając zdjęcia.
Moją ulubioną, choć mocno wysłużoną zakładką jest ulotka w kształcie połowy liścia będąca reklamą jednego z banków (zdj. nr 2). Aktualnie jest ona w rozsypce i chyba będę musiała odłożyć ją na półkę i zastąpić jakąś inną. A mam z czego wybierać.
Niektóre zakładki otrzymywałam w różnych okolicznościach, ale część z nich kupiłam - ot choćby żółtą zakładkę z wizerunkiem Św. Teresy od Dzieciątka Jezus, czy niebieską ze słodkimi pieskami Shar Pei.
Najbardziej cennym egzemplarzem w mojej kolekcji do tej pory była materiałowa zakładka przywieziona z podróży do Jordanii (zdj. nr 3). Czarna, pięknie przeszywana złotą nicią, nieco orientalna, a przez to bardzo lubiana. Na co dzień stacjonuje w niedokończonym przeze mnie "Gułagu" Applebaum, który jest odpowiednio wysoki dla jej przechowywania.
Niedawno jednak kolekcja moja wzbogaciła się znacznie, bo otrzymałam prezent wprost z zielonej i bardzo skandynawskiej Norwegii. Paczuszka z prezentem była żywo-zielona (tak, jak wyobrażam sobie norweskie lasy) i zawierała tajemnicze sznureczki (zdj. nr 4).
Zaś w środku były obok fantazyjnej kartki z łosiem, norweskich koron z dziurką (zdj. nr 5), także trzy zakładki (zdj. nr 6-8). Przyznam szczerze, że odkąd otrzymałam ten piękny prezent (a minęły od tego czasu prawie dwa tygodnie) boję się wyciągać moich nabytków z opakowania, więc wciąż leżą w sztywnych foliach, w trawiastym opakowaniu i czekają, aż nabiorę odwagi :)
A jaki Wy macie sposób na odnajdywanie miejsca, w którym skończyliście czytać?
Może, podobnie jak ja, zbieracie zakładki?
(Mam taką cichą nadzieję, że nie jesteście Czytelnikami z grona tych krwiożerczo-wyrywających...)
to wszystko jest potrzebne by móc stworzyć wytrawnego Czytelnika.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ja czytam 2-3 ksiązki jednocześnie, co czasami wprowadza niepotrzebny haos, ale tak to już jest. Każdą książkę mam w innym miejscu domu, w miejscu pracy i w zaleśności gdzie jestem i gdzie mam czas tam czytam. Ma to jednak wiele ujemnych stron :-)
OdpowiedzUsuńPiękne zakładki. Nie mogłam oderwać oczu od kilku:)). Co do czytania książek, to zdarza mi się czytać na raz 2-3 lektury, choć zazwyczaj pojedynczo się za nie biorę;))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Ja czytam tylko jedną książkę. Nie potrafię czytać kilku jednocześnie. Kiedyś próbowałam, ale kończyło się to tym, iż bardziej skupiałam się na tej ciekawszej, a co za tym idzie... w kąt odchodziła ta, która mniej mnie zaciekawiła. Kiedy sobie o niej przypominałam, nie pamiętałam już, o czym ona była. Poza tym, zawsze doczytuję książki do końca, nawet jeśli męczy mnie niemiłosiernie.
OdpowiedzUsuńśliczne zakładki. ja używam takich śmiesznych plastikowych łapek o takich jak tu : http://www.panik-design.com/acatalog/b-pop-up-prop-bookmark.jpg - straszne fajne, praktyczne, wytrzymałe (no bawię się nimi w trakcie czytania ;). I czytam maksymalnie dwie książki na raz. Więcej nie da rady :) Pozdrawiam, A.
OdpowiedzUsuńKażdy ma inne rytuały i zwyczaje związane z czytaniem :) JA znowu czytam max jedną książke, nie potrafie skoncentrowac się na kilku jednoczęsnie. Zakładam książki zakładkami, jak ich nie mam akurat przy sobie to czasem lotką, kartką. Z racji przeprowadzki nie mam przy sobie zakładek, zapomniałam je zabrać, więc wycięłam sobie kawałek okładki przeczytanego czasopisma i mam taką roboczą zanim pojadę do domu po moje ukochane, kolekcjonowane latami zakładki. Tę jordańską i aksamitną z czerwonym sznureczkiem masz przecudne :)
OdpowiedzUsuńJa notorycznie czytam kilka książek naraz. Jedną mam do czytania w skupieniu, drugą do podczytywania z doskoku, a na ogół jest i trzecia, bo akurat mnie łapie chęć. Teraz np. czytam jako nr 1 - "Koniec jest moim początkiem" Tiziano Terzaniego, nr 2 - szwedzki kryminał i nr 3 - Anię z Wyspy Edwarda. A jeszcze czwartą słucham w audiobooku, a piątą czytamy sobie z T. na głos... Nie mam problemów ze skupieniem się na tylu. W momencie kiedy mam ją przed oczami każda jest jedyna.
OdpowiedzUsuńA do zakładek się nie przywiązuję, mam kilka ładnych, bardzo mi się podobają te na Twoich zdjęciach (zwłaszcza ostatnia z takim życiowym hasłem :) ), ale sama i tak zakładam tym, co mam pod ręką, papierkiem, biletem itp. Ale nie zaginam i nie wyrywam :)
Ja całkiem niedawno skłoniłam się ku zwyczajowi czytania więcej niż jednej książki na raz. Póki co są to maksymalnie dwie. Ale dzieje się tak wyłącznie w sytuacjach, gdy trafię na wyjątkową nudną bądź odbiegającą od moich gustów książkę (a niestety należę do wymierającego gatunku, który MUSI doczytać do końca). Wtedy lubię sobie przerwać nużącą lekturę książką, która kusi mnie od dawna. To tak w ramach odskoczni, żeby nie zawyć;))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ja również nei wyobrażam sobie wyrywania czy zaginania kartek ,często używam zakładek,ale jeśli okładka książki ma tzw. skrzydełka to one najczęściej służą do oznaczania przeczytanego fragmentu.Co do czytania kilku książek naraz,to często to praktykuję i nie narzekam ;D
OdpowiedzUsuńJa najczęściej używam ołówka, albo karteczek samoprzylepnych, gdyż to zawsze mam pod ręką. Zakładki zawsze gdzieś zabunkruję.
OdpowiedzUsuńCzytam zawsze jedną książkę, broniąc się przed mieszaniem emocji i informacji z nich wyniesionych. A zakładki ciekawe, najbardziej podobała mi się ta czarna. Również ich używam i dodatkowo papierowych znaczników do zaznaczania ciekawych fragmentów.:)
OdpowiedzUsuńKiedyś nie wyobrażałam sobie czytania kilku książek na raz, niestety od jakiegoś czasu zdarza mi się czytać dwie lektury, unikam takich sytuacji jak ognia bo uważam, że nie służy to właściwemu skupieniu, ale cóż siła wyższa i czasami robię to czego nie lubię czyli czytam na masę.
OdpowiedzUsuńZakładki masz pszepiękne ta z Jotdanii i z czarnym aksamitem to istne cudo. Moja ulubiona zakładką jest metalowy smok a ostatnio upodobałam sobie zakładki 3D :-)
Podziwiam Cię za umiejetność czytania kilku książek na raz. Mi nie wychodzi ;) Bo jak mnie wciągnie jedna, to się nie mogę oderwać, aż skończę, wtedy druga idzie w odstawkę :)
OdpowiedzUsuńZakładki śliczne!
Osobiście preferuję zakładki, bo nie znoszę niszczyć książek. A co do czytania kilku jednocześnie - też tak robię! :) Nie wiem, dlaczego, ale mam wrażenie, że wówczas czytam je szybciej, niż gdy zajmuję się tylko jedną... Fenomen niewytłumaczalny.
OdpowiedzUsuńSol
Najczęściej używał ołówka, czasami karteczek samoprzylepnych, lub po prostu przypadkowych kartek.
OdpowiedzUsuńDość rzadko czytam więcej niż jedną książkę na raz. Możliwe, że jest to spowodowane ostrożnym i pieczołowitym doborem lektur:)
Nie wyobrażam sobie bowiem, abym mogła czytając Dostojewskiego, w między czasie czytać romans lub kryminał.
Czytanie paru pozycji na raz zdarza mi się przy zbiorach esejii, lub poezji.
Wtedy oddzielny czas poświęcam tej książce, a w między czasie czytam np. jakaś współczesną powieść :)
Ach uwielbiam zakładki!
OdpowiedzUsuńMateriałowe, drewniane i na końcu te papierowe.
I może to głupie ale niektórych zakładek zwłaszcza tych papierowych, przywiezionych z różnych zakątków Europy... nie używam... bo mi szkoda...
Ale ogólnie zakładek używam namiętnie i bardzo sobie chwalę pomysł wydawnictw- na dodawanie zakładek (stricte będących formą promocji dla innych książek) do egzemplarzy.
:)
Ale że WYRWAĆ stronę? Matko, w życiu! Zaginanie rogów też nie praktykuję. Ostatnio okładka książki mi się zagięła i z bólem jęknęłam, bo jak to tak niszczyć książeczkę! Kolekcję zakładek mam malutką, dużo reklamówek min. z selkara, a takie zakładki z prawdziwego zdarzenia mam 4, w tym dwie od Bellatrix :) Ale teraz wyjeżdżam na wakacje, to chętnie przywiozę ze sobą zakładkowe łupy.
OdpowiedzUsuńA Twoja kolekcja jest śliczna. Najbardziej spodobała mi się zakładka 7 ozdobiona czarnym aksamitem. Aż pozwolę sobie na emotkę: *______________* śliiiczna.
Od ostatniej nie mogę wzroku oderwać i to nie fair, bo ja też chcę taką! ;)
Pozdrawiam serdecznie.
Aż jęknęłam na myśl o wyrywaniu kartek! Przeżywam każdą najmniejszą rysę na okładce czy zagięcie rogu :) Nie wyobrażam sobie także zakładania książki biletem czy kartką, dla mnie czytanie to taki swoisty rytualik, do którego niezbędne są odpowiednie rekwizyty, a nie przypadkowe przedmioty. Jako zakładka służy mi pocztówka kupiona do tego celu - pogodna i zielona :) Mam jeszcze ulubioną - też zieloną - o akcji czytania w komunikacji miejskiej, zarówno pierwsza jak i druga świetnie służą!
OdpowiedzUsuńNotorycznie czytam więcej niż jedną książkę naraz, w porywach dochodzę do pięciu :). Nie lubię tego u siebie, bo gdy czytam dwie książki jednocześnie, to każdą skończę, ale przy kilku zdarza mi się, że do części z nich już nie wracam, albo czytam ponownie po wielu miesiącach. Zbieram zakładki, i podobnie jak Kinga nie używam części z nich w obawie, że się zniszczą. Do książek pożyczonych wykorzystuję jako zakładki bilety do Ogrodu Japońskiego, każdy jest inny, bo zwykle raz w roku tam zaglądam. Natomiast te z własnych zbiorów tylko do własnych książek - z pewnością nie zginą, mogę co najwyżej zapomnieć, gdzie która jest :). A z Twoich cudeniek najbardziej zachwycił mnie grzbiet książki i oczywiście zakładka z Jordanii, która okazuje się tu prawdziwym hitem ;-).
OdpowiedzUsuńMi często za zakładki służą różne przedmioty, chociaż mam też kilka prawdziwych zakładek. Ostatnio zdarza mi się czytać po kilka książek na raz, chociaż zdecydowanie wolę czytać po jednej.
OdpowiedzUsuńZakładki uwielbiam, zbieram takie darmowe ze sklepów, mam też takie magnetyczne, a jak trzeba, to użyję jakiegokolwiek kawałka papieru...
OdpowiedzUsuńZaginanie rogów to dla mnie zbrodnia. Szczególnie, jaeśli ludzie tak traktują książki z biblioteki. A wyrywanie stron?! To jak wyrywanie rąk!
Czytam kilka książek na raz :-) I zakładki też zbieram - a jakże :-) Twoje są śliczne.
OdpowiedzUsuńPiękne okładki!!! Ja mam totalnego kręćka na ich punkcie :P Zbieram, wypatruję, sama robię, i do tego jeszcze ołówki dopasowuję :)
OdpowiedzUsuńA co do książek to czytam kilka na raz... ale zazwyczaj tylko jedną powieść. Do niej dorzucam sobie poezję, wspomnienia albo biografie. Teraz do Rotha podczytuję najnowszą książkę z niewydanymi do tej pory tekstami Marylin Monroe. Przed snem. Bo Roth ma za długie rozdziały, a mnie jakieś wieczorne zmęczenie dopada ostatnio.
Do wszystkich, dziękuję bardzo za tak miłe komplementy i jestem bardzo zaskoczona ich dużą ilością :) Cieszę się, że zakładki się Wam podobają, a ponieważ nie daje mi spokoju, że jednak nie pokazałam ich więcej to obiecuję pogrzebać w moich tomach, wygrzebać te niesforne, chowające się i oczywiście zaprezentować :) Jednak z racji tego, że biblioteczka moja aktualnie zawiera troszkę dużo tomów to może mi to troszeczkę czasu zająć...
OdpowiedzUsuńNiezwykle cieszy mnie, że tak dużo osób czyta więcej niż jedną książkę na raz - moja ostatnia przypadłość dzięki temu wydaje mi się czymś bardziej naturalnym. A tym którzy nie wyobrażają sobie sięgania po dwie, czy trzy książki w jednym czasie muszę wspomnieć, iż ja też sobie tego nie wyobrażałam do niedawna - może starsi bloggerzy nawet pamiętają, że wypowiadałam się w kategorycznym tonie na forach i w różnych komentarzach, zawsze krytycznie o takich praktykach ;) Cóż, sama popadłam w ten przedziwny stan. Ale może to uleczalne...
Pisanyinaczej, ja wszystkie książki mam w domu, w jednym miejscu. Gdy przyjdzie mi ochota to sięgam po tę drugą, ale zawsze bezwzględnie muszę przeczytać pełen rozdział zanim ją odłożę na stolik :)
To sprawia, iż pozornie panuję nad chaosem ;)
Kasandro, również zaczynam książki osobno, ale zwykle jedną pod wpływem tej drugiej ;)
Eliwko, ja też zawsze doczytuję książki, nawet jeśli się z nimi męczę tygodniami! Myślę, że ta zasada drugiej książka przyszła do mnie właśnie z tego powodu...
Orchisss, świetne są te Twoje zakładki! Kupujesz je w Internecie, czy może w jakiejś księgarni?
Aneto, też czasami ratuję się półśrodkami, jak choćby bilet, czy kawałek czasopisma :)
Lilybeth, to widzę że mamy podobne zwyczaje :)
Inez, ja też tylko w takich sytuacjach sięgam po drugą lekturę. Gdy książka jest ciekawa nic mnie od niej nie oderwie :)
Dm1994, też kiedyś praktykowałam zakładanie skrzydełkami, niestety przy grubszej książce skrzydełko łatwo wypada :/
Dr Kohutek, a mnie ołówek i karteczki samoprzylepne jakoś kojarzą się z podręcznikami i nauką, dlatego wolę tego nie praktykować w stosunku do literatury (chociaż - "Jadąc do Babadag" troszkę obkleiłam post-it'ami).
Clevero, z mieszaniem emocji masz całkowitą rację. Czasami trudno mi się "przestawić", ale jednak nie mogę się powstrzymać przed rozpoczęciem kolejnej lektury, gdy utknęłam w tej pierwszej...
Natulo, faktycznie sytuacje takie są trudne, ale jeśli jedna z książek jest wymagająca, a druga wręcz przeciwnie to dlaczego nie?
Evito, ja czytam dwie książki tylko wtedy, gdy właśnie ta pierwsza lektura mnie nie wciągnie :)
Sol, też czasami odnoszę wrażenie, że czytając dwie książki na raz szybciej jestem w stanie je przeczytać. Ale chyba jest to jednak nieco pozorne :)
Biedronko, jakoś nie lubię ołówków i karteczek, jak już wyżej wspomniałam kojarzą mi się nieco "studencko" i bardziej "sesyjnie". Dostojewskiego pewnie też nie mogłabym czytać łącznie z harlequinem, ale zawsze takie lektury mnie odpowiednio wciągają, zajmują moją uwagę w 100% i nie mam wówczas potrzeby sięgania po nic innego. System dwóch książek sprawdził się doskonale za to np. przy esejach Stasiuka ;)
OdpowiedzUsuńKingo, też mi się bardzo podoba pomysł rozdawania zakładek przez wydawnictwa, czy księgarnie (chwała im za to!) :)
Nyx, dokładnie wyrwać, wytargać, wyszarpać... aż dreszcz mi przeszedł po kręgosłupie :P
Ta aksamitna zakładka też pretenduje do miana mojej ulubionej (kategoria: "ulubiona nieużywana w folii ochronnej"), nawet nie wiedziałam, że mój T. ma aż taki dobry gust :P
Poczytajko, mnie aż skręca gdy pomyślę o zagięciu rogów, czy rozwarstwieniu się okładki, więc także nie wyobrażam sobie wyrywania kartek! Biletem, czy kartką czasami zakładam - np. gdy wracam z księgarni/biblioteki i nie mam przy sobie odpowiedniej zakładki, a lektura kusi. W domu oczywiście zastępuję pseudozakładkę prawdziwą ;)
Eireann, podziwiam, cztery książki jednocześnie do tej pory raz mi się zdarzyły i trwało to cały jeden dzień - dopóki nie dokończyłam dwóch z nich. Wciąż kręci mi się w głowie, gdy o tym pomyślę - ale aż pięć? Naprawdę niezwykłe :)
MO, witaj w klubie :)
Dabarai, również zbieram te darmowe, sklepowe zakładki i właśnie przypomniałam sobie, że magnetyczne też gdzieś miałam. Ciekawe, gdzie się schowały...
Jjon, cieszę się, że nie jestem osamotniona w moich przypadłościach :)
Virginio, dziękuję pięknie, też uwielbiam zakładki - staram się z podróży przywozić zawsze pocztówki i właśnie zakładki (niestety nie zawsze są dostępne).
Dobra powieść i poezja, biografia lub eseje są idealnym połączeniem. Sama je praktykuję bardzo często.
Ja również mogę czytać i zapamiętuję moment, fabułę itd. Kartek z książek nie wyrywam, kiedyś zaginałam rogi, ale już z tego wyrosłam ;). Za zakładki zazwyczaj służą mi bilety, paragony, telefony, torebeczki z cukrem ze Starbucksa, czasem inne książki, błyszczyki, notatki... Ale też zakładki indeksujące - takie kolorowe plastikowe przyklejane paseczki. Uwielbiam je, bo nie wypadają :D. Czasami zapamiętuję stronę (np. teraz wiem, że jestem na 224 stronie "Złodzieja pioruna", którego nie widziałam od soboty), a czasami przeszukuję całą książkę, żeby znaleźć moment, w którym stanęłam. Książek czytam na raz dużo, więc jest momentami naprawdę zabawnie :D.
OdpowiedzUsuńAlino, oj zaginałaś rogi? Aż mnie oblał zimny pot! Dobrze, że już tego nie robisz ;)
OdpowiedzUsuńZakładki mają właśnie to do siebie, że niekiedy wypadają - szczególnie jak są za grube. Mam jednak też gdzieś schowane takie na magnesikach, które faktycznie powinny się trzymać dłużej, ale muszę przyznać, że karteczkę samoprzylepną po "wyrobieniu się" kleju też zawsze gubię (częściej niż zakładki, bo są mniejsze i cieńsze).
Ja akurat jestem w jednej książce aktualnie na stronie 290 :) Drugiej nie pamiętam, ale mam w nią wetkniętą zakładkę!
Pozdrawiam :)
Zakładka numer 7 jest absolutnie piękna, idealna i stworzona dla mnie! ;) Znając jednak życie pewnie było by mi jej szkoda używać i by tylko leżała na półce i była podziwiana ;)
OdpowiedzUsuńJa też podobnie jak Ty nie wyobrażam sobie,żeby można było zaginać kartki, a wyrywać (?!) świętokradztwo! Używam zakładek papierowych, biletów kinowych, albo metek od ubrań ;)
Przyjemnostki, niestety u mnie już kolejny dzień zakładka ta leży na półce :) Jakoś tak boję się, że się zniszczy...
OdpowiedzUsuńPrzypomniałaś mi jeszcze o metkach do ubrań! Zawsze je stosuje jako zakładki, chociaż niektóre nie bardzo się do tego nadają, bo są za grube.
Pozdrawiam :)
Cóż, ja nie potrafię czytać kilku książek na raz, choć przyznam, że ostatnio coraz częściej mi się to zdarza... głownie dlatego, że mam masę zaległości do nadrobienia i w chwilach kryzysowej desperacji wyjmuję z półki kolejne książki, które czekają na swoją kolej od zeszłych wakacji;) Aczkolwiek generalnie staram się czytać jedną książkę, bo to pozwala mi się na niej w pełni skupić i nie czuję się wtedy taka rozerwana pomiędzy kilkoma naraz. :) A co do zakładek - masz naprawdę wspaniałą kolekcję. Osobiście nie przywiązuję do nich wagi, używam jako zakładki tego, co akurat mam pod ręką: paragon, chusteczka higieniczna (oczywiście nieużywana!;)), bilet autobusowy... i wiele innych rzeczy:) Lubię też zakładki dodawane do egzemplarzy recenzenckich, np. te od Prószyńskiego. Są naprawdę fajne:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
a ja jestem zdecydowanie z tych, które czytają 1 książkę i dopóki jej nie skończą to nie zaczną następnej. Nie umiem inaczej, a kilka razy już próbowałam:)
OdpowiedzUsuńJa także nie potrafię czytać kilku książek jednocześnie. Każda ma mnie na wyłączność :) Lubię porządek w takich kwestiach :)
OdpowiedzUsuńA ja nie potrafię czytać kilku książek naraz. Po prostu nie umiem i koniec. Tracę wątek i jest mi z tym źle. Za to kolekcji zakładek gratuluję. Imponująca ;)
OdpowiedzUsuńLiliowo, wydaje mi się, że przyzwyczaiłam się do takiego "pakietowego" czytania właśnie przez nadmiar książek na mojej półce. Zawsze, gdy dana lektura mnie nieco znudzi mam pod ręką jakąś inną, ciekawszą :)
OdpowiedzUsuńZakładki dodawane do egzemplarzy recenzenckich oraz tych kupowanych w księgarniach są u mnie niewątpliwym hitem - każda przyporządkowana jest jednak tylko do tej "swojej" książki i gdy tylko ktoś mi coś w tym porządku zaburzy (np. mama ostatnio wyciągnęła zakładkę Wydawnictwa Sol z "Łąki umarłych" i używała do innej lektury) to sypią się gromy ;)
Kolmanko, ja też tak kiedyś mówiłam i faktycznie zawsze czytałam jedną książkę oraz byłam przekonana, że inaczej nie potrafię. Okazało się, że nie tylko potrafię, ale wpadło mi to w nawyk. Chyba to jednak brzydki nawyk...
Poczytajko, ja zazwyczaj też lubię porządek - nie znoszę np. gdy mi ktoś coś przestawia na półce, ale w tej kwestii coś mi się poprzestawiało i nauczyłam się czytać więcej niż jedną lekturę. Może się wkrótce oduczę, kto wie :)
Chabrowepole, dziękuję za komplement. Jak już wspomniałam też nie potrafiłam czytać wielu książek na raz. Może to też zależy od specyfiki lektur - teraz czytam raczej kompilacje złożone z osobnych esejów, reportaży, a więc od lektury łatwiej jest się oderwać, mając do czynienia z krótkimi formami literackimi nie tworzącymi bezwzględnie, całkowicie spójnej kompozycji...
I ja należę do klubu czytających kilka książek na raz - i bardzo to lubię! A i ja jestem taką straszną straszną "policjantką" książkową - nie cierpię zaginania stron, wyrywania kartek, pisania w książkach, podkreślania cytatów(nawet ołówkiem) i stawiania książek na półkach tak jakby skosem - jak one się biedne wtedy wyginają, aż czuję niemal fizyczny ból ;)))
OdpowiedzUsuńPiękne masz zakładki, ja kiedyś zakładałam byle czym, teraz też mam coraz więcej zakładek, w tym kilka zrobionych ręcznie przez zdolne blogowiczki :)
Manioczytania, ładnie powiedziane - "policjantka książkowa" :) Tak faktycznie czasami się czuję! Szczególnie, gdy zwracam uwagę komuś z moich bliskich by nie czytał książki przy jedzeniu (wtedy wizualizuję sobie już tą bitkę w sosiku z cebulką na śnieżnobiałych kartkach lektury). Dziękuję za komplement - zakładki są moją dumą i zawsze żałuję, że jestem skazana na te kupne, bo zdolności rękodzielniczych nie posiadam...
OdpowiedzUsuńWyrywać? Zaginać? NIE! Tylko zakładki :) Często są one przeze mnie kupowane, ale równie często używam pocztówek. Właściwie gdziekolwiek jestem to kupuje sobie pocztówkę w celu używania jej jako zakładki. Ma to taką zaletę, że ilekroć na nia spojrzę wracają wspomnienia z pobytu w owym miejscu. Ostatnie zakładko-pocztówki jakie przywiozłam są właśnie z Krakowa :D Byłam tam jakiś czas w te wakacje i nie ukrywam, że zazdroszczę Ci, że mieszkasz w tym mieście. Ale może już od października przyszłego roku i ja stanę się jego mieszkanką ;) Kto wie, wszystko w moich rękach.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o czytanie kilku książek naraz to kiedyś przez długi czas tak robiłam. Po prostu nie potrafiłam inaczej. Za to od jakiegoś czasu raczej tego nie stosuje. Nie wiem skąd ta zmiana zwyczajów czytelniczych, wynikła ona samoistnie. Znając siebie w najbliższym czasie znowu będę sięgała po kilka pozycji literackich jednocześnie.