Wpadając w codzienny wir obowiązków pomieszanych z przyjemnościami, lewitując między wypoczynkiem a aktywnością, domem a pracą, książką a telewizorem, wydawałoby się, że najbardziej boimy się rzeczy nieprzewidywalnych. Zepsutego samochodu, braku prądu, cieknącego kranu, nieszczęśliwego zbiegu złych przypadków. Nic bardziej mylnego.
Przecież to co przeraża nas nieustannie i nie daje o sobie zapomnieć, bez względu na to czy leżymy na egzotycznej plaży, czy we własnym łóżku, jest całkowicie przewidywalne, wręcz nieuniknione.
I niestety dotyczy każdego.
Dziewczyna z Krakowa. Matka, żona, kochanka. Kobieta. Starzejąca się i walcząca z tym garścią cudownych tabletek na młodość.
Teresa obserwująca chodzącą i żyjącą starość - pana Potochnika. Absorbującego, wczepiającego się w ramię niczym pijawka, starca. Chlebodawcę. Wolno wysychająca opiekunka starców.
Harcerka i jej obowiązek - wizyty w śmierdzącym mieszkaniu znajdującym się w poniemieckim Breslau, poznanie prawdziwej pozostałości dawnych czasów - pani Hedwig.
Kicia. Mała, bezbronna, ukochana. Jego ukochana. Ukochana, która go opuściła.
Wiesiek i Halinka. Oboje speszeni przy dymiącym grillu. Małżeństwo spełnione. Z piękną, wspaniałą córą. Z jako takim domem. Z autem. O tak. Ale samochód zestarzał się wraz z nimi.
Oni wszyscy dotknęli nieuniknionego. Poznali co to starość, doznali przemijania na własnej skórze, na własny sposób. Dla jednych stało się ono utęsknioną wanną pełną dziecięcych strachów, pustym łóżkiem skrzypiącym wspomnieniami, czy po prostu małym pojazdem, którego za nic w świecie nie chcemy się pozbyć.
"Wbrew naturze" nie jest, wbrew pozorom, książką smutną, przytłaczającą Czytelnika i zalewającą go morzem łez, przygnębienia oraz żalów. Doskonale skompilowana antologia tekstów polskich autorów nie uczyni, w żadnym wypadku, spustoszenia w naszych emocjach, odczuciach, czy nadziejach. Wręcz przeciwnie. Poczujemy się miło dopieszczeni, zaskoczeni. W dodatku każdą czytaną przez nas historię obrazują piękne i zarazem sugestywne fotografie Romana Lipczyńskiego.
Nie każde opowiadanie pewnie przypadnie nam do gustu, ale niektóre z nich mogą nas nawet porwać i zachwycić albo choćby nie pozwolić obojętnie przejść obok.
Dla mnie takimi wyjątkowymi tekstami były: poetycka opowieść o pani Hedwig Anny Janko, energiczna historia Basiusi autorstwa Michała Sufina oraz opowieść o pewnej przezabawnej, aczkolwiek bardzo rozczulającej, majówce pióra wspaniałej Izy Sowy.
Myślę jednak, że każdy tekst z tego niepozornego tomiku o brzydkiej, całkowicie nietrafionej okładce, zasługuje na poznanie. Każdy zaś z autorów wart jest nie tylko grzechu, lecz także mocnego wyróżnienia. Oczywiście wbrew wszelkiej naturze.
Ocena: 5/6
Tę przedziwną kompilację ludzkich myśli i wyobrażeń czytałam w ogniu lata. Dopiero gdy otworzyłam edytor, a spod moich palców błądzących po klawiaturze zaczęły wychodzić pojedyncze słowa układające się w zdania, zrozumiałam, że jestem całkowicie opóźniona. Spóźniona, jak chyba nigdy wcześniej - o całe dwa miesiące, które jakoś... przespałam? przehulałam?
Nie, nie. Przecież wciąż czytam, przecież ostatni czas, chociaż lekkiego spadku formy, był bardzo płodny czytelniczo. Teraz zbieram się w sobie by wpaść w ciąg recenzyjny, by spłodzić dziś jeszcze coś, ale tak trudno pisze się o książkach, które przeczytało się dawno temu. Tak ciężko jest wydobyć na światło dzienne zaschłe, troszkę wysuszone emocje. Ale próbować trzeba.
Czytelniczo aktualnie mierzę się z Nabokovem i jego wczesnymi opowiadaniami. Idzie ciężko, chociaż przecież, powtarzam sobie, to N a b o k o v!
W tzw. międzyczasie zaglądam na czytnik. A tam Larsson część druga. "Dziewczyna, która igrała z ogniem", a teraz igra ze mną.
Poza tym zimno. Chyba lato już naprawdę odeszło... Czas schować sukienki w głąb szafy i wyciągnąć ciepłe płaszcze.
Jak ja tego nie lubię!
to wszystko jest potrzebne by móc stworzyć wytrawnego Czytelnika.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Lubię lato i z żalem schowałam sukienki.
OdpowiedzUsuńDziękuję, że napominasz - o tym, by nie odkładać pisania na "potem". Uciekają te wrażenie, oj tak.
Agnes, jak pomyślę, że książka na tym zdjęciu leży na stoliczku w ok. 35 stopniach Celsjusza i pięknym słońcu to aż mi się robi zimno :) I przykro!
OdpowiedzUsuńMnie również w tym roku wyjątkowo lata szkoda, za szybko się skończyło.
OdpowiedzUsuńU mnie dwie książki czekają na zaległe "recenzje" i chyba się już nie doczekają... ale strata niewielka, bo to kryminały ;-). Stanowczo przesyciłam się nimi ostatnio.
Eireann, ja twardo zamierzam zaległości uzupełniać. Zobaczymy jak długo wytrwam w tym postanowieniu ;)
OdpowiedzUsuńI czekam już na następne lato (moje nowe letnie spódnice kupione tydzień temu też).