wtorek, 2 marca 2010

Ludzie listy piszą... "Listy od zabójcy bez znaczenia" José Carlos Somoza

Z racji tego, iż często urządzam sobie wędrówki po blogach najróżniejszych moli książkowych (a mam w czym wybierać, wystarczy spojrzeć na listę tych, do których zaglądam) to zwykle chodzą mi po głowie później przez długi, długi czas najróżniejsze tytuły, autorzy, okładki, których szukam bezwiednie na bibliotecznych i księgarnianych półkach.

Na José Carlosa Somozę chrapkę miałam od dawna, ale nie byłam pewna, czy to rzeczywista chęć, czy może raczej takie nastawienie związane z tym, iż do hiszpańskojęzycznych pisarzy mam słabość oraz z tym, iż okładki książek Somozy do złudzenia przypominają mi oprawę graficzną powieści mego ukochanego Marqueza (wszak to samo wydawnictwo). Ale pod wpływem jednego mocnego impulsu uległam i zabrałam ze sobą do domu jednego Somozę, który w dodatku z racji swej objętości nie wzbudził u mnie niepokoju - jeżeli miałabym się męczyć to przynajmniej krótko.

I męczyłam się. Z "Listami do zabójcy bez znaczenia" męczyłam się bardzo, gdyż za wszelką cenę starałam się powstrzymać by nie czytać tego cieniutkiego cuda. Miałam w końcu ściśle ułożoną kolejność, terminy mnie goniły, a w dodatku nie lubię czytać kilku lektur w jednym czasie. Gdy już jednak dorwałam się do powieści Somozy to nie mogłam się oderwać.
Pomimo niewielkiej objętości powieść ta to maksimum treści - kończąc czytać ostatnią stronę ma się niesamowite i zarazem bardzo osobliwe wrażenie, że przeczytało się coś ogromnego, zarówno objętościowo, jak i literacko.
Może sprawia to swoista forma, może styl w jakim pochodzący z kubańskiej Hawany Hiszpan napisał swą powieść.

Zaczyna się bardzo obiecująco. List, który pisze Carmen del Mar Poveda wydaje się być listem normalnym, spokojnym, stonowanym, gdyby nie adresat. Carmen pisze bowiem do swego przyszłego, domniemanego zabójcy. Nie, Carmen nie jest jakąś tam pierwszą z brzegu wariatką, nie jest też masochistką, czy pragnącą śmierci dekadentką. Carmen jest pisarką, która cierpiąc na brak natchnienia przyjeżdża do nadmorskiego Roquedal mając nadzieję na chociaż łyk inspiracji.
To, że Carmen pisze do swego zabójcy to przecież nic, wszak ktoś kto ma takie niecne zamiary nie bawi się zwykle w gry słowne, w sentymenty. Dziwne jest to, że przyszły zabójca Carmen odpisuje.
Korespondencja nabiera tempa, Carmen, która początkowo domniemywa, że zabójca jest jednym z mieszkańców miasteczka przyznaje jednak w końcu że to jej bogata wyobraźnia - że sama sobie odpisuje i postanawia zaprzestać tej zabawy. Wówczas dostaje list, od kogoś trzeciego. Od człowieka, który twierdzi, że będzie jej zabójcą. Zabawa przeradza się w nieco ostrą grę, bo kim jest ten człowiek? Czy czytał on listy pisarki? Czy chodząc za nią po ulicach jest jednym z tych ludzi, których dobrze zna i którym kłania się serdecznie na ulicy, z którym idzie się napić do pubu, wymienia swoje spostrzeżenia, czy też jest obcym, który po prostu wypatrzył ją sobie?
A może to nadal jej wyobraźnia, może to jej druga natura do niej pisze?

Te wszystkie pytania przemykały przez mą głowę, gdy czytałam powieść Somozy. Na większość znalazłam odpowiedź, płynęła ona wprost z kart książki. Inne pozostały nierozwiązane, jakby pozostawione wyłącznie mej wyobraźni.
I przez to zachwycił mnie Pan Somoza. Bardzo zaintrygował i zachwycił, bo sam styl, sama forma były dla mnie tak wartościowe i tak intrygujące, że zapragnęłam sięgnąć po inne jego lektury od razu, bo być może tam znajdę odpowiedź na te wszystkie dręczące mnie pytania pozostawione bez odpowiedzi.
Rozpieścił mnie też autor wpleceniem w ten króciutki utwór elementów magiczności, opowiedzeniem niezwykłej legendy przypisanej miastu Roquedal, która to mityczna historia jeszcze bardziej pobudziła mą fantazję.


Tym, którzy nie mieli jeszcze styczności z książką Somozy wyda się, jakbym opowiedziała wszystko, całą treść i pozostawiła ich bez szans na samodzielność w zetknięciu z "Listami od zabójcy bez znaczenia", ale musicie mi uwierzyć na słowo - praktycznie nic Wam nie opowiedziałam. I tak samo, jak Wy teraz i ja byłam zła czytając opis wydawcy z okładki, wzdychałam: "Przecież przedstawił już całą historię. Po co mam to czytać?". Gorzko się rozczarowałam jednak w tych moich założeniach.
Bo ta książka jest taka, jak jej tytuł: "Listy zabójcy bez znaczenia" - tylko czy to te listy są bez znaczenia, czy może ów zabójca? A może po prostu wszystko jest bez znaczenia?

Ocena: 5 +/6


Jak widzicie literacko rok 2009 również zakończyłam owocnie. I mogę z ulgą oznajmić, iż na początku marca odgrzebałam się ze staro-rocznych zaległości.
Teraz pozostały już tylko same smakowite i świeżutkie kąski :)

7 komentarzy:

  1. narobiłaś mi smaka:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czytałam tę książkę w Bookarni i niestety stanęłam na 90 stronie, ale teraz wybiorę się do księgarni i kupię. Książka mnie tak zaczarowała, miała tyle w sobie i pomimo małej ilości stron, zawierała coś, czego nie trzeba przekazywać w tomiskach - mądrość. Książką jestem zachwycona i czekam niecierpliwie na jej dokończenie :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Książek Somozy w sumie przeczytałam trzy, i "Listy od zabójcy bez znaczenia" chyba najbardziej mi się podobały.
    Chociaż polecam też "Szkatułkę z kości słoniowej".

    OdpowiedzUsuń
  4. Oooo, a właśnie sobie pomyślałam,że Ty już chyba wszystko opowiedziałaś:) A tu zapewnienie,że nie! Wpisuję na listę - koniecznie.

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja polecam zwłaszcza genialną, mistrzowską "Jaskinię filozofów" oraz "Klarę i półmrok". Somoza nie ma sobie równych :-)
    Koniecznie muszę mieć "Listy od zabójcy..."
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ychhh, a ja tego autora nie czytałam nic. Słownie: NIC. Carmen del Mar Poveda - już mi się podoba :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...