poniedziałek, 29 listopada 2010

Wścieklizna perłowej macicy. "Zupa z ryby fugu" Monika Szwaja

Takifugu to urocza, nie tylko z nazwy, ale i z wyglądu, ryba z rodziny rozdymkowatych. Urocza jest także ponoć w smaku, chociaż w przygotowaniu już niewdzięczna. W Japonii codziennie kilku kucharzy przygotowuje posiłek z fugu.
W tym samym czasie w Polsce kilka małżeństw stara się (świadomie, bądź nie) o dziecko.

Większość Japończyków, którzy postanawiają zjeść na kolację fugu po posiłku czuje się doskonale, zachwala niesamowity smak ryby, a niekiedy ku swej uciesze odczuwa lekkie drętwienie języka. Ale może się zdarzyć tak, że jednemu z tych smakoszy, po zjedzeniu niewielkiej porcji przysmaku z fugu, nagle zawróci się w głowie. Zbagatelizuje to, bo przecież każdemu się zdarza, ale gdy złapie go mocna duszność, postanawia wyjść z restauracji i czym prędzej udać się do domu. W domowych pieleszach szybko przebiera się, a następnie kładzie do łóżka, bo z pewnością musiał się nieco przepracować. Leżąc tak i wciąż czując w ustach smak pysznej fugu, zaczyna mieć problemy z oddychaniem. Nie zdąży się jednak ruszyć, gdyż w ciągu jednej chwili dotyka go paraliż. Przerażony, w pustym domu, spoczywa na wygodnym łóżku i patrząc w sufit zaczyna zastanawiać się nad przekleństwem takifugu. Nie ma zbyt wiele czasu, wkrótce trucizna dokona spustoszenia w jego drogach oddechowych i udusi się.

W Polsce po jednym takim dniu i dziewięciu miesiącach oczekiwania, ku uciesze rodziców narodzi się wiele dzieci. Może zdarzyć się tak, że ktoś otrzyma na talerzu piękną, smakowicie wyglądającą i pachnącą, lecz zatrutą rybę. Że mimo usilnych starań, szukania porad u lekarzy i znachorów para nie doczeka się potomka. W innym domu natomiast przyjdzie całkowicie niechciany brzdąc. A w powietrzu wypełniającym oba pokoje dziecięce - ten pusty i ten zamieszkały - unosi się drwiący chichot przeznaczenia.

Anita i Cyprian Dolina - Grabiszyńscy parom mającym dzieci i porzucającym je bezmyślnie nie wybaczyliby. Nigdy, za żadne skarby. Podobnie, jak mama Cypriana - obsesyjna już przyszła babcia, jego tata - stonowany, poważny chirurg. Tak, jak rodzice Anity - pogodni i pełni nadziei - oraz jej brat - Stasinek.
W tym wszystkim jest jeszcze Miranda. Dziewczyna przybywająca na studia do wielkiego miasta, zagubiona, bez funduszy, bez wsparcia i niemalże od razu przypadająca do gustu Stasinkowi. Tak, Mirka też by nie wybaczyła, ale również żałowała Anity i Cypka - choć niespecjalnie długo, bo przecież ma własne problemy.

Rybę fugu należy przyrządzić z precyzyjnością, wprawą, roztropnością. Kęs zatrutego mięsa skutkuje śmiercią, a gdy nierozważny kucharz zapragnie upichcić z tej rybki zupę i podać ją, jako główne danie obiadowe - wtedy można spodziewać się ogromnych kłopotów.

Pary starające się o dziecko, podobnie jak ten nierozsądny japoński mistrz kuchni, bezmyślnie mieszają składniki, gotują bez namysłu, co w konsekwencji powoduje śmiertelne zatrucie całego ich otoczenia. A przecież przepis jest taki prosty!

Zakup ryby na targu

Japoński kucharz wie, gdzie nabyć fugu nieuszkodzoną, niewybrakowaną, a więc niezatrutą i bezpieczną. Gotową do gotowania.

Anita i Cyprian wiedzą, co i jak. Starają się o dziecko od kilku miesięcy. Decydują się w końcu na leczenie - długotrwały proces, który musi dać jakiś efekt. I daje. Efekt negatywny w postaci smutku, niezrozumienia, aż w końcu obsesji. Szybko, lecz nie bez wątpliwości, decydują się na porzucenie leczenia i przejście do bardziej skutecznego, ale też bardziej kontrowersyjnego i drogiego zabiegu. Zapłodnienie in vitro wpędza to małżeństwo w kolejną pułapkę - każdy kolejny zabieg daje im fałszywą nadzieję, dlatego gdy stają przed szansą wypożyczenia dla zarodka swego dziecka, na okres ciąży, brzucha innej kobiety początkowo zszokowani, w końcu godzą się na wynajęcie surogatki.

Patroszenie

W momencie znalezienia zastępczej matki obsesje państwa Grabiszyńskich nie mijają. Anita tym razem całą energię, którą wcześniej wkładała w próby poczęcia dziecka, poświęca na pilnowanie "inkubatora". Cyprian stara się wspierać i jednocześnie hamować zapędy swej żony. Oboje zaś za wszelką cenę walczą o ukrycie swych działań przed rodziną, która z pewnością byłaby przerażona ich poczynaniami.

Japończyk bierze się teraz za patroszenie fugu w swojej kuchni. Czy dobrze to zrobi? Czy nie zatruje żadnego ze smakoszy przygotowanej potrawy?

Czy Anita i Cyprian nikogo nie zranią swym postępowaniem? Czy cała historia nie skończy się katastrofą?

Przysmak na talerzu

Monika Szwaja w swej powieści porusza bardzo aktualne i ambarasujące problemy współczesnych par. Dylematy, o których huczy opinia publiczna w dobie uchwalania ustawy o in vitro oraz prac nad ustawą o bioetyce medycznej. Autorka pokazuje, że podjęcie decyzji zarówno w przypadku zapłodnienia pozaustrojowego, jak i wynajęcia surogatki jest bardzo, wręcz dziecinnie proste i sprowadza się do położenia pieniędzy na stół, ale konsekwencje takich wyborów mogą (choć nie muszą) być katastrofalne. Podobnie, jak w przypadku jedzenia ryby fugu, możemy po spożytym posiłku dalej spokojnie i radośnie żyć, ale możliwe jest też śmiertelne zatrucie. Monika Szwaja wskazuje właściwie tylko problem, nie podając dobrego rozwiązania. Przypuszczalnie zakończenie historii Anity i Cypriana jest najlepszym, jakiego możemy się spodziewać. A może jest nim, proste, choć zarazem trudne, unikanie dań z fugu?

Ocena: 5,5/6


Sięgając po "Zupę" spodziewałam się momentami naiwnej, ale zabawnej i beztroskiej powieści dla kobiet. Rozczarowałam się pod tym względem, bo książka jest oczywiście szalenie zabawna, ale ani trochę beztroska i naiwna. No i nie jest wyłącznie dla kobiet. Pani Szwaja stworzyła lekturę, która z jednej strony bawi, a z drugiej wzrusza i zmusza do zastanowienia się nad problemami mogącymi dotyczyć każdego, także nas. Gorąco polecam tę pozycję tym, którzy jeszcze nie mieli okazji jej czytać.

10 komentarzy:

  1. Połączenie Szwaja + bioetyka wydaje się karkołomne (a do tego jeszcze te japońskie metafory kulinarne w tle), ale będę mieć w pamięci Twoją recenzję, gdy kioedyś trafię na tę książkę.
    Swoje zmagania z tematem surogatek zaczęłam od "Kukułki", którą polecam, ale pewnei nei będzie Ci się chciało czytać drugiej książki na ten sam temat, zwłaszcza, że pointa może być również podobna:).

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja nie mam przekonania do tej autorki. Próbowałam kiedyś ją czytać i kompletnie mi nie podeszła. Ale może to też zależy od książki...

    OdpowiedzUsuń
  3. Izo, wymienione przez Ciebie połączenie mnie także wydało się karkołomne, ale jednak, po dogłębnym poznaniu książki wydaje mi się wręcz naturalne!
    "Kukułkę" bardzo chciałabym przeczytać, ale najpierw pragnę zabrać się za "Czerwony rower" A. Kozłowskiej. Pozdrawiam :)

    Futbolowo, przyznam szczerze, że mnie ta powieść zaskoczyła, bo spodziewałam się czegoś zgoła innego. Nawet nie zastanawiałam się, czy to Szwaja, czy ktoś inny. Po prostu czytałam z wypiekami na twarzy.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nigdy w życiu bym nie wpadła na pomysł porównania starania się o dziecko do jedzenia trującej ryby :P Oryginalne i zaskakujące.
    Czytałam jedną książkę tej pani i jestem przekonana, że jej pisanie jest nie dla mnie. Mimo ciekawego połączenia ;)

    Poza tym napisałaś naprawdę świetną recenzję :)

    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja uważam, że czasami warto przeczytać Szwaję albo Kalicińską (właśnie czytam). I bardzo dobrze, że dałaś wyskoką ocenę. Może na dłuższą metę też nie jestem zwolenniczką takich powieści, ale zauważyłam, że od czasu do czasu lekkie książki pojawiają się na wszystkich blogach. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie jedne książki Szwai się podobały a inne wręcz przeciwnie. Nie jestem tutaj przekonana.

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie czytałam jeszcze żadnej ksiazki wychodzącej spod pióra tej autorkil. Slyszałam natomiast różne opinie, więc przydałoby sie poznać twórczośc Szwai na samej sobie

    OdpowiedzUsuń
  8. Czy to możliwe żebym ja jeszcze Szwai nie czytała ;p? Chyba możliwe :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Przyjemnostki, ja również chyba nigdy nie pokusiłabym się o takie porównanie. Ale książka Moniki Szwai jest naprawdę dobra. Może kiedyś przekonasz się i chociaż spróbujesz... Pozdrawiam :)

    Beatrix73 zgadzam się z Tobą. Lubię czasami oderwać się od uczt intelektualnych i poczytać coś fajnego, ale i zarazem mądrego. Pozdrawiam :)

    Dominiko Anno, Szwaja jest bardzo specyficzną autorką. Ta jej książka akurat mnie pozytywnie zaskoczyła i stąd jej dobry odbiór przeze mnie. Ale każdy ma oczywiście własne preferencje. Pozdrawiam :)

    Leno173, warto samemu przekonać się i skonfrontować swą ocenę z różnymi opiniami. Mnie książka się podobała, co nie oznacza, że każdemu przypadnie do gustu. Pozdrawiam :)

    Tucho, możliwe, możliwe. Choć rzeczywiście o to trudno, bo Szwaja jest jednak wciąż popularna. Ale warto zapoznać się z nią samemu, na spokojnie, a nie pod wpływem aktualnej mody. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  10. hm... zawsze mnie intrygowała ta książka chyba w najbliższej przyszłości po nią sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...