poniedziałek, 28 listopada 2011

Rudowłosa matrylinearność. "Matki, żony, czarownice" Joanna Miszczuk

Gdyby pewnego dnia czarowny mężczyzna w pięknym garniturze przyszedł do Was i powiedział, iż jesteście potomkami czarownicy, jakbyście zareagowali?
Ja zapewne wybuchnęłabym gromkim śmiechem i uznała eleganckiego pana za nieszkodliwego wariata.

Kiedyś, dawno temu, jeszcze czasach szkolnych miałam stworzyć na zadanie domowe drzewo genealogiczne mojej rodziny. Nie cofnęłam się zbyt daleko w czasie, doszłam raptem do dziadków moich dziadków i żadnych czarownic nie odnotowałam, ale zauważyłam interesującą zależność. Jako nieodrodna córka mojej mamy dużo więcej wiem na temat mych przodków po kądzieli, niźli tych po mieczu.


Asia zna dość dobrze historię swojej najbliższej rodziny. Wie, jaki przypadek połączył jej rodziców, zna problemy nękające swoich dziadków, sama już swoim życiem powoli pisze dalsze losy tego niezwykłego rodu. Nigdy nie zdarzyło się jednak Joasi sięgnąć głębiej. Zbyt zajęta codziennością, zajmowaniem się domem i córeczką - Misią - oraz rozpieszczaniem ukochanego męża - Piotra, nie miała okazji zastanawiać się nad losami babki swojej babki. Nigdy nie interesował Asi fakt, iż wszystkie kobiety w jej rodzinie miały rude włosy i zielone oczy, ani nie fascynowało pochodzenie jej pięknego pierścienia, który podobnie, jak wcześniej matka i babcia, nosiła na palcu.

Niespodziewanie na Joannę spada, niczym grom z jasnego nieba, cały bukiet nowości: nowy (choć w rzeczywistości stary) mąż, nowa praca, nowe dokumenty dotyczące tajemniczego spadku i jeszcze w dodatku przodkinie niemalże pukające do jej drzwi, by opowiedzieć zamierzchłą historię rodziny. Czy to nie za dużo dla wątłej, trzydziestoletniej kobiety z problemami?
Okazuje się, że wcale niekoniecznie. Na pewno nie dla Joasi, nie dla tej rudowłosej dziewczyny wywodzącej się z iście diabelskiej familii.

Jeśli zatem poszukujecie książki opowiadającej o głęboko zranionej kobiecie, szukającej swojego miejsca na ziemi, szczęścia i znajdującej je pod postacią miłości oraz jeżeli oczekujecie przeprowadzek w piękne okoliczności przyrody, wiernych na zawsze przyjaciółek, czy rycerzy na białym koniu to, broń Boże, nie sięgajcie po tę powieść, bowiem srogo się rozczarujecie!

"Matki, żony, czarownice" to saga o klanie dzielnych, mocnych, niezależnych i niezłomnych kobiet, których dziedzictwem są rude włosy, zielone oczy, paryskie pałace, a których przeznaczeniem jest miłość oraz przebaczenie. W tej kolejności.

W tym miejscu muszę być z Wami szczera, wyłożyć kawę na ławę i przedstawić Wam najbardziej tandetny element powieści Joanny Miszczuk - pierścień miłości i przebaczenia. Ten piękny klejnot, oczywiście z diamentami i szafirami, czy tam szmaragdami ma być chyba takim symbolem na miarę czarodziejskiego koralika Karolci lub szklanego pantofelka Kopciuszka. Rekwizyt ten jednak nie przynosi szczęścia bohaterkom, lecz skłania je, a może nawet zmusza, do kochania i przebaczania.

Przyznam, że nie do końca rozumiałam w tym względzie intencje autorki, bo każda kolejna potomkini rodu Joasi inaczej zasadę dziedziczoną z tym pierścieniem pojmowała i stosowała, a jego sens wcale nie wynikał wprost i dosłownie z lektury. W dodatku ciągłe wspominanie o tej błyskotce nie pozostawiało Czytelnikowi, oczekującemu jakiejś tajemnicy, czegoś nieco magicznego, miejsca do własnych przemyśleń i domysłów.

Drugim i ostatnim zarazem zgrzytem w "Matkach, żonach, czarownicach" była przy całym tym szale wątków, jednoczesna ubogość opowiadanej historii. Właściwie życie głównej bohaterki - współczesnej nam Asi, z którą najpewniej identyfikowałyby się Czytelniczki było tylko jedną z wielu opowieści. Ta wielowątkowość, mnogość bohaterów sprawiła, iż w pewnym momencie mocno się pogubiłam. Z pomocą przyszły mi dopiero kartka i długopis służące szybkiemu sporządzeniu uproszczonego drzewa genealogicznego całego rodu, które pozwoliły mi szybko wrócić do czytania.

Jednakowoż muszę orzec, że coś dziwnego ulatnia się z tej powieści. Powinnam ją znielubić, bo przecież tak bardzo denerwował mnie ten wciąż, do znudzenia, wspominany pierścień, drażniły mnie ślepa i nieporadna Asia, która w obliczu wielkiego przejęcia schedy rodzinnej zastanawiała się tylko jak duży podatek od spadku musi uiścić oraz Krystyna - uparta i próżna kobieta uciekająca przed każdym, nawet najmniejszym kłopotem.

Ale nie potrafię, po prostu nie umiem negatywne ocenić książki rudowłosej i najpewniej też zielonookiej Joanny Miszczuk. Było w niej bowiem coś takiego, co po każdym kolejnym rzuceniu tego nieporęcznego tomu w kąt ze złości, nakazywało mi do niego wrócić i chłonąć dalej historię kobiecego rodu, która momentami nie tylko wzruszała, ale też na przemian bawiła, denerwowała, stresowała, rozczulała.

Dlatego jestem zmuszona ostrzec Was przed tą lekturą. Biorąc ją do ręki musicie być świadomi, że nie opuści Was ona, aż do ostatniej strony. Będzie nęcić, kręcić, mataczyć, doprowadzać Was do szewskiej pasji, a i tak potem wystawicie jej pozytywną ocenę.

Ocena: 4/6


Wiem, że nieładnie polecać takie upierdliwe lektury i że początek Adwentu, a ja Wam tutaj o diabłach i czarownicach, ale musiałam, no po prostu musiałam. Z pewnością duża część z Was ma już tę lekturę za sobą i zapewne wie, jak trudno się o niej pisze. Jak ambiwalentne odczucia wywołuje, bo z jednej strony ma wady, ale znowuż wciąga, jest momentami tandetna, ale jednocześnie oparta na mocnym i nowatorskim pomyśle. Mam nadzieję, że byłam w stosunku do niej, jak najbardziej sprawiedliwa :)

Tymczasem zwieram szyki, czy jak to się mówi nieco brzydziej, lecz dosadniej, zbieram pupę w troki i zabieram się za publikowanie moich napisanych, leżakujących wciąż, recenzji, bo przecież koniec roku, a mnie zostało tyle zaległości. Do tego jeszcze kilka lektur czeka na natychmiastowe przeczytanie - nie chcę zapeszyć, ale może uda mi się pobić mały rekord w tym względzie.
Cóż mi pozostaje, jak nie prosić o kciuki? I o to by Św. Mikołaj był łaskawy :) Na razie, odpukać, jest i to aż w nadmiarze.

11 komentarzy:

  1. Raczej nie będę zabierać się za czytanie tej książki. Skutecznie zniechęcił mnie ten pierścień i nieporadna bohaterka. Zupełnie nie jestem w nastroju na takie powieści, może kiedyś w przyszłości się przemogę. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Już jakiś czas temu miałam ochotę na przeczytanie tej książki. Teraz nieco zapał mi ostygł, ale ty znów swą recenzją przypomniałaś o tej pozycji. Muszę zatem w końcu nabyć "Matki, żony, czarownice", bo nie dadzą mi one spokoju.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za tą recenzję! Przymierzałam się kiedyś do tej książki, ale obawiałam się wielkiej tandety, więc odpuściłam. Dzięki Tobie wraca ona do łask, bo mimo tych dwóch minusów, zapowiada się jednak całkiem sympatycznie :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuje za ostrzeżenie - swoją drogą wcale nie pierwsze - będę książki unikać. Powodzenia w biciu rekordu :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Heh, ja też z tą książką miałam problem :) Z jednej strony podobała mi się ta mnogość wątków - jednak przez to, że było ich tak dużo, autorka w pełni nie wykorzystała ich potencjału. Asia, która miała wyjść na "równą babkę", mocno mnie irytowała. Pierścień... no cóż, za dużo go było. Z drugiej jednak strony książkę czytało mi się całkiem dobrze, nie żałuję jej lektury :) A kciuki - wedle życzenia - trzymam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Nawet ciekawi mnie ta książka,ale chyba mimo wszystko ją sobie odpuszczę;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakoś nieszczególnie pociąga mnie ta książka. Tytuł kojarzy się ze starym polskim serialem "Matki, żony i kochanki", który mimo mojego wtedy bardzo młodego wieku uważałam za niezwykle głupi. Okładka troszeczkę tania, która z kolei kojarzy mi się z jakimiś domami nad rolewiskiem czy jakoś tak ;)
    Wiem jestem straszna, oceniam książkę po okładce i moich dziwnych uprzedzeniach, ale jakoś tak mam, że jak coś nie zaskoczy to koniec ;]

    Poza tym robisz rzecz strasznie przewrotną - niby nie zachęcasz, ale przykuwasz uwagę do tej historii rudowłosych kobiet ;)
    Recenzję czyta się jednym tchem ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jakoś nie grzeje mnie ani nie ziębi mnie ta książka. Chyba sobie ją odpuszczę.

    OdpowiedzUsuń
  9. Haha, spodobała mi się Twoja recenzja, momentami jakbyś puszczała do swoich czytelników oko... :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Dosiaku, na tego typu książki trzeba mieć zdecydowanie nastrój - inaczej kompletnie nie podejdzie, a wiem z doświadczenia, że z tą powieścią jest trudno, nawet gdy pragnie się czytać coś lekkiego. Pozdrawiam!

    Cyrysiu, myślę, że warto sięgnąć po tę książkę jeśli lubisz lekkie, typowo kobiece powieści. Pozdrawiam!

    Magotkowo, zdecydowanie wielkiej tandety nie ma. Są niedoróbki, ale lekkostrawne. Pozdrawiam!

    Natulo, nie jest ta powieść znowuż taka zła. Ja bym nie unikała, tylko raczej specjalnie nie szukała ;) Pozdrawiam!

    Skarletko, zastanawiam się właśnie, czy ktoś z tą powieścią nie miał problemu. Niby momentami irytująca, a jednak wciągająca. Nie wiem, jak udało mi się cokolwiek o niej napisać... Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  11. Miravelle, jeśli Cię ciekawi to ja bym nie odpuszczała. Pozdrawiam.

    Przyjemnostki, mnie też tytuł od razu przywiódł na myśl ten serial, który o dziwo wspominam bardzo miło. Okładka zdecydowanie "rozlewiskowa", ale książka już taka nie jest - brak w niej tandety (poza tymi małymi niedoróbkami), więc tak łatwo bym z niej nie rezygnowała. Jeśli chodzi o przewrotność mej recenzji to niestety wynika ona z tego, że nie miałam pojęcia co o tej lekturze napisać - nie była zła, ale nie była też genialna. Pozdrawiam!

    Samash, też tak mam, że gdy nie poczuję tego "czegoś" do książki to nie wezmę jej do rąk. Pozdrawiam.

    Domi, dzięki. No troszkę puszczam oko, a trochę rozkładam ręce z bezradności. Nie wiedziałam kompletnie co napisać o tej powieści. Jednak z recenzji jestem zadowolona - wyraża dokładnie moje uczucia względem tej książki, które są bardzo ambiwalentne :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...