Niemniej jednak wielkim zaskoczeniem dla mnie była zapowiedź nowej polskiej komedii o tytule tożsamym z jednym ze spektakli krakowskiego Teatru Bagatela. Oczywiście do kina udałam się bez większego zastanowienia. I potem było już z górki.
Po "Testosteronie", przyszła kolej na "Lejdis", całkiem niedawno na kolejny obraz pt. "Idealny facet dla mojej dziewczyny", a raptem kilka dni temu dokopałam się do filmów "Ciało" oraz "Pół serio". Pokochałam Tomasza Koneckiego i oczywiście Andrzeja Saramonowicza. Nie wiem, którego bardziej... Bo Konecki niby tworzy, kreuje poprzez reżyserowanie, ale bez scenariusza Saramonowicza nie miałby czego reżyserować. A scenariusze Saramonowicza, bez Koneckiego, nie weszłyby na duży ekran, a na pewno nie w takiej formie.
Poznałam Panów Saramonowicza i Koneckiego oglądając wszystkie stworzone przez nich do tej pory obrazy. Oglądałam, śmiałam się, zamartwiałam - jednak z nieregularną częstotliwością i z różnym skutkiem. Zresztą zobaczcie sami:
*** "Pół serio" ***
"Pół serio" zobaczyłam kilka dni temu, jako ostatni z wszystkich filmów tego duetu. Myślę, że gdybym pragnęła być taka porządna, zachować chronologiczność, poznawać artystów od początku i sięgnęłabym po niego na wstępie... to więcej bym się Panów K. i S. nie tknęła.Ale muszę Wam powiedzieć - nie jest aż tak źle, jak sobie to wyobrażacie. Chociaż jest kiepsko.
Trzech w miarę młodych ludzi - scenarzysta, reżyser oraz operator - pragną nakręcić film. Nie ma to być jednak zwykły film, ale coś co przyniesie im sukces. W tym celu udają się do producenta, któremu pragną wyjawić swój pomysł - szaloną i nieco ekscentryczną adaptację Romea i Julii. Producent, jak to producent zachwycony nie jest, bo pragnie czegoś bardziej naszpikowanego seksem. Czy muszę pisać, iż ambitni faceci oczywiście na napisanie czegoś takiego się godzą? Czy zaskoczeniem będzie dla Was, iż producent każde kolejne ich pomysły odrzuca, a w tzw. między czasie trzech żądnych popularności filmowców bezwzględnie wykorzystuje?
Myślę, że film ten jako analiza polskiego poletka filmowego byłby doskonały, ale brakuje w nim czegoś więcej - na pewno humoru, być może nowatorstwa i niepowtarzania schematów! Każde kolejne pomysły przedstawiane producentowi to retrospekcje, ale niestety nie pozbawione niedoskonałości. Ja przed oczami mam scenki rodem z filmów Woody'ego Allena, który jest mistrzem w przedstawianiu takich historii.
Niestety tego zabrakło, ale przecież autorzy też nie są Allenem. Przynajmniej na razie :)
Ocena: 3,5/6
*** "Ciało" ***
Bardzo lubię inteligentne komedie pomyłek. Nawet jeśli zaczynają się nieco dennie.
Do mej grupy ulubionych komedii od jakiegoś czasu mogę zaliczyć "Ciało".
Broniłam się przed tym filmem dosyć długo, bo aż 7 lat. I nie wiem, czy gdybym poszła do kina w 2003 roku wyszłabym z niego z tak doskonałym humorem, jaki miałam ostatnio, oglądając ten obraz w domowym zaciszu.
Zdradziłam już, iż "Ciało" to komedia pomyłek. Ale jakich pomyłek!
Pewien człowiek całkiem przypadkowo znajduje w pociągu zwłoki, ale ponieważ jest złodziejem właśnie uciekającym z miejsca przestępstwa postanawia nie zawiadamiać policji, tylko nieboszczyka komuś podrzucić. Tym sposobem nieszczęsne tytułowe ciało przechodzi z rąk do rąk, a Widzowie powoli poznają kulisy całej sytuacji :)
Początek nie zapowiadał tak dobrego filmu. Cieszę się jednak, że wytrwałam i to właściwie nie tylko dlatego, że oglądnęłam kawał dobrego polskiego kina. Musicie bowiem wiedzieć, że przy filmach takich można zrzucić parę kilo. Tak, tak! Jestem o tym przekonana po długotrwałym i nic nie dającym rozmasowywaniu mięśni brzucha, które bolały mnie ze śmiechu :)
Ocena: 6/6
Bardzo lubię inteligentne komedie pomyłek. Nawet jeśli zaczynają się nieco dennie.
Do mej grupy ulubionych komedii od jakiegoś czasu mogę zaliczyć "Ciało".
Broniłam się przed tym filmem dosyć długo, bo aż 7 lat. I nie wiem, czy gdybym poszła do kina w 2003 roku wyszłabym z niego z tak doskonałym humorem, jaki miałam ostatnio, oglądając ten obraz w domowym zaciszu.
Zdradziłam już, iż "Ciało" to komedia pomyłek. Ale jakich pomyłek!
Pewien człowiek całkiem przypadkowo znajduje w pociągu zwłoki, ale ponieważ jest złodziejem właśnie uciekającym z miejsca przestępstwa postanawia nie zawiadamiać policji, tylko nieboszczyka komuś podrzucić. Tym sposobem nieszczęsne tytułowe ciało przechodzi z rąk do rąk, a Widzowie powoli poznają kulisy całej sytuacji :)
Początek nie zapowiadał tak dobrego filmu. Cieszę się jednak, że wytrwałam i to właściwie nie tylko dlatego, że oglądnęłam kawał dobrego polskiego kina. Musicie bowiem wiedzieć, że przy filmach takich można zrzucić parę kilo. Tak, tak! Jestem o tym przekonana po długotrwałym i nic nie dającym rozmasowywaniu mięśni brzucha, które bolały mnie ze śmiechu :)
Ocena: 6/6
*** "Testosteron" ***
Pierwszy film duetu K. & S., jaki przyszło mi oglądać. Była to premiera na wielkim ekranie i to z udziałem aktorów!
Niestety niemiło nas zaskoczyło Multikino, gdyż premiera owszem była, ale w drugiej sali, do której wejściówek nie sprzedawali, a my musieliśmy się pocieszyć oglądaniem gwiazd z kamerki (jakość wskazywała na webcam), za co zapłaciliśmy podwójną stawkę przy kupnie biletu (a możne nawet potrójną, bo przecież mieliśmy studenckie ulgi!).
Film jednak wynagrodził nam wszystko - nawet początkową wściekłość na organizatorów tej pseudopremiery.
Siedmiu mężczyzn o dosyć osobliwych i sprzecznych charakterach spotyka się w podmiejskim dworku z pięknym ogrodem. Jeden z nich - Kornel - miał ożenić się z poznaną niedawno sławną piosenkarką Alicją, a spotkanie, w którym uczestniczy miało być jego weselem.
Miało, bo panna młoda niespodziewanie uciekła sprzed ołtarza po drodze całując jednego z gości ślubnych. Mężczyznę tego - Sebastiana Tretyna - nokautują i zabierają ze sobą na przesłuchanie Stavros - ojciec pana młodego, Robal - ornitolog i najlepszy przyjaciel pana młodego oraz Fistach, który jest znajomym Alicji i jednocześnie prawdziwym rockmanem. Szybko do zgrupowania dołączają ranny w pościgu za ukochaną - Kornel oraz jego brat - Janis. W prowadzone śledztwo i w próby odtworzenia całej sytuacji włącza się też kelner mający usługiwać na weselu - Tytus. Szybko panowie rozwiązują tę zagadkę, co wcale nie prowadzi do zakończenia posiedzenia, gdyż przy wódce i pysznym weselnym jedzeniu prowadzą dalej rozmowy o życiu, o kobietach i zastanawiają się dlaczego wszyscy akurat tutaj się znaleźli. Rozmowy o życiu i śmierci w tym przypadku nie kończą się zrobieniem jajecznicy, ale poznaniem prawdy o samym sobie, poznaniem różnic pomiędzy kobietami, a mężczyznami.
Ciekawe studium męskiej psychiki. I do tego okraszone niesamowitym humorem, który rozbawi nawet przy kolejnym jego oglądaniu.
I wierzcie mi lub nie - wszyscy mężczyźni myślą tak jak tych siedmiu w "Testosteronie"! :)
Ocena: 6/6
Pierwszy film duetu K. & S., jaki przyszło mi oglądać. Była to premiera na wielkim ekranie i to z udziałem aktorów!
Niestety niemiło nas zaskoczyło Multikino, gdyż premiera owszem była, ale w drugiej sali, do której wejściówek nie sprzedawali, a my musieliśmy się pocieszyć oglądaniem gwiazd z kamerki (jakość wskazywała na webcam), za co zapłaciliśmy podwójną stawkę przy kupnie biletu (a możne nawet potrójną, bo przecież mieliśmy studenckie ulgi!).
Film jednak wynagrodził nam wszystko - nawet początkową wściekłość na organizatorów tej pseudopremiery.
Siedmiu mężczyzn o dosyć osobliwych i sprzecznych charakterach spotyka się w podmiejskim dworku z pięknym ogrodem. Jeden z nich - Kornel - miał ożenić się z poznaną niedawno sławną piosenkarką Alicją, a spotkanie, w którym uczestniczy miało być jego weselem.
Miało, bo panna młoda niespodziewanie uciekła sprzed ołtarza po drodze całując jednego z gości ślubnych. Mężczyznę tego - Sebastiana Tretyna - nokautują i zabierają ze sobą na przesłuchanie Stavros - ojciec pana młodego, Robal - ornitolog i najlepszy przyjaciel pana młodego oraz Fistach, który jest znajomym Alicji i jednocześnie prawdziwym rockmanem. Szybko do zgrupowania dołączają ranny w pościgu za ukochaną - Kornel oraz jego brat - Janis. W prowadzone śledztwo i w próby odtworzenia całej sytuacji włącza się też kelner mający usługiwać na weselu - Tytus. Szybko panowie rozwiązują tę zagadkę, co wcale nie prowadzi do zakończenia posiedzenia, gdyż przy wódce i pysznym weselnym jedzeniu prowadzą dalej rozmowy o życiu, o kobietach i zastanawiają się dlaczego wszyscy akurat tutaj się znaleźli. Rozmowy o życiu i śmierci w tym przypadku nie kończą się zrobieniem jajecznicy, ale poznaniem prawdy o samym sobie, poznaniem różnic pomiędzy kobietami, a mężczyznami.
Ciekawe studium męskiej psychiki. I do tego okraszone niesamowitym humorem, który rozbawi nawet przy kolejnym jego oglądaniu.
I wierzcie mi lub nie - wszyscy mężczyźni myślą tak jak tych siedmiu w "Testosteronie"! :)
Ocena: 6/6
*** "Lejdis" ***
Testosteron w tle, a w centrum uwagi maksimum estrogenów i progesteronu - tak można w skrócie określić drugą "hormonalną" komedię Koneckiego i Saramonowicza (ale nie tylko ich, bo współtwórczyniami dialogów były znane i lubiane w wirtualnym świecie trzy blogowiczki).
Lejdis and Gentelmen, przedstawiam Wam: Łucję, Korbę, Gośkę i Monię.
Zmagają się one ze znanymi powszechnie w kobiecym świecie problemami. Najważniejszym z nich jest to, iż nigdy, przenigdy nie udaje im się dojść do tego co sobie zaplanowały, czego pragnęły i co pożądały. Skądś to znamy?
Łucja jest przede wszystkim matką dorastającego chłopca, po drugie jest nauczycielką w liceum, a po trzecie kobietą uwikłaną w związek z wizytatorem pracującym w kuratorium o wdzięcznym nazwisku Dywanik. Łucja ma ponadto bardzo dobre serce i przez to jest nieco naiwna.
Szybko okaże się, że jej związek jest naprawdę toksyczny, ona sama nie jest zbyt dobrym pedagogiem, bo nie może oprzeć się przygodzie z uczniem, a w dodatku jej syn znajduje sobie dużo starszego "kolegę". No i jej przeogromna dupa wymknęła się spod kontroli...
Korba - w dzień jest korektorką w wydawnictwie, a popołudniami przybiera twarz seksualnego demona zaliczając coraz to nowe przygody miłosne. Pod przykrywką wyuzdania i potężnego libido Korba ukrywa wrażliwą naturę, masę problemów i trosk - w końcu jednak znajduje się mężczyzna, który potrafi wgryźć się i zerwać z niej stalowy pancerz obojętności.
Odnosząca duże sukcesy prawniczka - Gośka - chociaż ma praktycznie wszystko bardzo cierpi. Cierpi, bo od długiego czasu nie może zajść w ciążę, a jej mąż jako eurodeputowany siedzi w Brukseli i więcej czasu spędza ze swoim asystentem niż z nią. Ciągłe loty do Belgii i z powrotem zaczynają ją powoli denerwować, a jej małżeństwo zamieniać w męczarnię - jak długo wytrzyma?!
Zapewne niedługo, ale lekarstwem niespodziewanie stanie się węgierski przyjaciel jej męża - Istvan.
Monia natomiast ma wszystko - piękny dom, cudowny samochód, kochanego męża, bardzo dobrego i opiekuńczego ojca oraz szaloną, całkowicie nienormalną matkę. W przeciwieństwie do Gośki nie chce mieć dzieci, które tę jej idyllę by z pewnością zaburzyły. Ale właśnie się spodziewa własnego brzdąca. I co tu zrobić? Jak powiedzieć mężowi? A może usunąć? Dylemat ogromny, ale szybko przewartościowujący życie i odwracający priorytety. Przynajmniej w głowach lejdis.
Oglądając tę historię w kinie płakałam ze śmiechu. W domu potrzebowałam już nieco mniej chusteczek, ale niedawno widząc powtórnie film ten w telewizji stwierdziłam, iż nadal mnie bawi. A może to już tak jest, że humor nie przemija? Może właśnie u lejdis... :)
Ocena: 6/6
Ale nie mogłam odmówić sobie zobaczenia doskonałego krakowskiego aktora - Pana Krzysztofa Globisza - w perfekcyjnym makijażu i z torebką.
I nieco żałuję, że jednak się przemogłam.
Luna i Kostek spotykają się pewnego pięknego dnia. I pewnie, gdyby ta para nie była w "takiej" sytuacji wszystko potoczyłoby się klasycznie. Ale Luna jest feministką i w dodatku zadeklarowaną lesbijką - związaną z bardzo zaangażowaną w feministyczny ruch Klarą Rojek. Kostek zaś to zwykły hetero, nieco przystojny, ale przecież nie może to zrobić wrażenia na lesbijce.. czyżby?
Organizacja, której działaczkami są Luna i Klara postanawia nakręcić kobiece porno. W projekt ten angażuje się feministyczne i bardzo (z wyglądu) "męskie" guru - Profesor Katzówna, zatem gdy pomysł powoli upada z braku obsady, Klara proponuje, iż "poświęci" swoją partnerkę, ale to ona znajdzie dla niej odpowiedniego faceta do scen miłosnych.
I znajduje. Nikogo innego, jak rzekomego geja - Kostka. Powstaniu pornosa sprzeciwiają się ponadto środowiska kościelne - w tym bliska rodzina odtwórcy głównej roli. Ciotka i wuj Kostka są bowiem działaczami akcji katolickiej. Porno jednak powoli powstaje, a pomiędzy Luną i Kostkiem toczy się kipiąca hormonami gra. Kto tę grę wygra? Kto straci? Wszystko pięknie i słodko tłumaczy zakończenie.
Zbyt słodko. Zbyt pięknie. I gdzie ten humor typowy dla Koneckiego i Saramonowicza? Wydaje mi się, że taki jest efekt, gdy scenariusz tworzy się "pod publikę", zgodnie z oczekiwaniami widowni oraz producentów. Czyli jest tak, jak Panowie ukazali w "Pół serio" - śmierdzi kiczem.
Cudów w tym filmie było jednak kilka - Iza Kuna, Krzysztof Globisz, Danuta Stenka, Bronisław Wrocławski. Szkoda, że cuda okraszone nutą zwyczajności.
Ocena: 3,5/6
Skrajność mych ocen wskazywałaby na to, iż jeden z najlepszych komediowych duetów wrócił do punktu wyjścia i możliwe, że się wypala. Mam jednak nadzieję, że to nieprawda i zobaczymy jeszcze coś prześmiesznego opatrzonego metką "Konecki i Saramonowicz". Oby! Bo przecież to oni zerwali z mitycznym wizerunkiem Piotra Adamczyka, jako Papieża, Chopina i ucieleśnienia wszelkich pozytywnych wartości narodowych, zaprezentowali nam przecudowną i uroczą Izę Kunę, pozwolili pokochać także Różdżkę, Dereszowską, Olszówkę, Karolaka, Więckiewicza, Stelmaszczyka i wielu, wielu innych. Obyśmy mieli ich jeszcze za co bardziej kochać :)
Lejdis and Gentelmen, przedstawiam Wam: Łucję, Korbę, Gośkę i Monię.
Zmagają się one ze znanymi powszechnie w kobiecym świecie problemami. Najważniejszym z nich jest to, iż nigdy, przenigdy nie udaje im się dojść do tego co sobie zaplanowały, czego pragnęły i co pożądały. Skądś to znamy?
Łucja jest przede wszystkim matką dorastającego chłopca, po drugie jest nauczycielką w liceum, a po trzecie kobietą uwikłaną w związek z wizytatorem pracującym w kuratorium o wdzięcznym nazwisku Dywanik. Łucja ma ponadto bardzo dobre serce i przez to jest nieco naiwna.
Szybko okaże się, że jej związek jest naprawdę toksyczny, ona sama nie jest zbyt dobrym pedagogiem, bo nie może oprzeć się przygodzie z uczniem, a w dodatku jej syn znajduje sobie dużo starszego "kolegę". No i jej przeogromna dupa wymknęła się spod kontroli...
Korba - w dzień jest korektorką w wydawnictwie, a popołudniami przybiera twarz seksualnego demona zaliczając coraz to nowe przygody miłosne. Pod przykrywką wyuzdania i potężnego libido Korba ukrywa wrażliwą naturę, masę problemów i trosk - w końcu jednak znajduje się mężczyzna, który potrafi wgryźć się i zerwać z niej stalowy pancerz obojętności.
Odnosząca duże sukcesy prawniczka - Gośka - chociaż ma praktycznie wszystko bardzo cierpi. Cierpi, bo od długiego czasu nie może zajść w ciążę, a jej mąż jako eurodeputowany siedzi w Brukseli i więcej czasu spędza ze swoim asystentem niż z nią. Ciągłe loty do Belgii i z powrotem zaczynają ją powoli denerwować, a jej małżeństwo zamieniać w męczarnię - jak długo wytrzyma?!
Zapewne niedługo, ale lekarstwem niespodziewanie stanie się węgierski przyjaciel jej męża - Istvan.
Monia natomiast ma wszystko - piękny dom, cudowny samochód, kochanego męża, bardzo dobrego i opiekuńczego ojca oraz szaloną, całkowicie nienormalną matkę. W przeciwieństwie do Gośki nie chce mieć dzieci, które tę jej idyllę by z pewnością zaburzyły. Ale właśnie się spodziewa własnego brzdąca. I co tu zrobić? Jak powiedzieć mężowi? A może usunąć? Dylemat ogromny, ale szybko przewartościowujący życie i odwracający priorytety. Przynajmniej w głowach lejdis.
Oglądając tę historię w kinie płakałam ze śmiechu. W domu potrzebowałam już nieco mniej chusteczek, ale niedawno widząc powtórnie film ten w telewizji stwierdziłam, iż nadal mnie bawi. A może to już tak jest, że humor nie przemija? Może właśnie u lejdis... :)
Ocena: 6/6
*** "Idealny facet dla mojej dziewczyny" ***
Po sukcesie dwóch pierwszy komedii hormonalnych duetu K. & S. stwierdziłam, iż boję się oglądać dalej. Boję się rozczarowania, jakiś złudnych nadziei, które później nie zostaną spełnione. Bałam się może też tego, że pęknę ze śmiechu...Ale nie mogłam odmówić sobie zobaczenia doskonałego krakowskiego aktora - Pana Krzysztofa Globisza - w perfekcyjnym makijażu i z torebką.
I nieco żałuję, że jednak się przemogłam.
Luna i Kostek spotykają się pewnego pięknego dnia. I pewnie, gdyby ta para nie była w "takiej" sytuacji wszystko potoczyłoby się klasycznie. Ale Luna jest feministką i w dodatku zadeklarowaną lesbijką - związaną z bardzo zaangażowaną w feministyczny ruch Klarą Rojek. Kostek zaś to zwykły hetero, nieco przystojny, ale przecież nie może to zrobić wrażenia na lesbijce.. czyżby?
Organizacja, której działaczkami są Luna i Klara postanawia nakręcić kobiece porno. W projekt ten angażuje się feministyczne i bardzo (z wyglądu) "męskie" guru - Profesor Katzówna, zatem gdy pomysł powoli upada z braku obsady, Klara proponuje, iż "poświęci" swoją partnerkę, ale to ona znajdzie dla niej odpowiedniego faceta do scen miłosnych.
I znajduje. Nikogo innego, jak rzekomego geja - Kostka. Powstaniu pornosa sprzeciwiają się ponadto środowiska kościelne - w tym bliska rodzina odtwórcy głównej roli. Ciotka i wuj Kostka są bowiem działaczami akcji katolickiej. Porno jednak powoli powstaje, a pomiędzy Luną i Kostkiem toczy się kipiąca hormonami gra. Kto tę grę wygra? Kto straci? Wszystko pięknie i słodko tłumaczy zakończenie.
Zbyt słodko. Zbyt pięknie. I gdzie ten humor typowy dla Koneckiego i Saramonowicza? Wydaje mi się, że taki jest efekt, gdy scenariusz tworzy się "pod publikę", zgodnie z oczekiwaniami widowni oraz producentów. Czyli jest tak, jak Panowie ukazali w "Pół serio" - śmierdzi kiczem.
Cudów w tym filmie było jednak kilka - Iza Kuna, Krzysztof Globisz, Danuta Stenka, Bronisław Wrocławski. Szkoda, że cuda okraszone nutą zwyczajności.
Ocena: 3,5/6
Skrajność mych ocen wskazywałaby na to, iż jeden z najlepszych komediowych duetów wrócił do punktu wyjścia i możliwe, że się wypala. Mam jednak nadzieję, że to nieprawda i zobaczymy jeszcze coś prześmiesznego opatrzonego metką "Konecki i Saramonowicz". Oby! Bo przecież to oni zerwali z mitycznym wizerunkiem Piotra Adamczyka, jako Papieża, Chopina i ucieleśnienia wszelkich pozytywnych wartości narodowych, zaprezentowali nam przecudowną i uroczą Izę Kunę, pozwolili pokochać także Różdżkę, Dereszowską, Olszówkę, Karolaka, Więckiewicza, Stelmaszczyka i wielu, wielu innych. Obyśmy mieli ich jeszcze za co bardziej kochać :)
Testosteron, Ciało i Lejdis - po trzykroć tak! Uwielbiam te filmy, a kiedyś broniłam się przed wszystkim, co Polskie.
OdpowiedzUsuńNie znoszę jednak "Idealnego faceta dla mojej dziewczyny" - to było tak tandetne, tak (przepraszam) popieprzone... Siedziałam wtedy w kinie na maratonie. Ten film był ostatni. Przysypiałam na początku, byłam zdegustowana i zaszokowana bijącą od niego głupotą. Wyszłam w połowie (a może nawet wcześniej).
Testosteron i Lejdis - dwa naprawdę dobre polskie filmy, a jak uśmiać się przy nich można. Polecam każdemu. Reszty filmów nie oglądałam, ale jeszcze z polskich bardzo podobał mi się "Ile waży koń trojański".
OdpowiedzUsuń