Zastanawiałam się, czy jest na świecie ktoś kto nie wie, gdzie leży Manhattan? Albo ktoś kto w ogóle nie zna takiego miasta, jak Nowy Jork?
Z pewnością ktoś taki istnieje - żyjący w błogiej
i zbawiennej nieświadomości.
Jednak są też takie osoby, które wyrwane w nocy ze snu potrafią bezbłędnie opisać, czy wskazać te miejsca na mapie - do tego grona zaliczają się na pewno fanki serialu "Sex and the city", obecnie czekające na drugi już film, stanowiący kontynuację losów serialowych bohaterek, który na wielkie ekrany ma wejść już zaraz, pod koniec maja tego roku. Pierwszy miał swoją premierę 2 lata temu i nosi bardzo nieoryginalny, ale jednak symboliczny tytuł: "Seks w wielkim mieście".
Ten sam tytuł nosi również książka, napisana przez Candace Bushnell będąca podstawą wszystkich tych produkcji, inspirująca dla producentów i reżyserów zarówno serialu, jak i filmów. Chociaż mnie samej powieść Bushnell kompletnie nie przypadła do gustu.
Czy warto oglądać ten film, jeśli nie widziało się ani jednego odcinka serialu i nie czytało się książki? Trudno mi odpowiedzieć na to pytanie, bo ja akurat najpierw zabrałam się za lekturę, później przeleciałam jak burza przez wszystkie sześć sezonów serialu, a na koniec raczyłam się wersją pełnometrażową.
"Raczyłam", gdyż film w reżyserii Michaela Patricka Kinga jest nie tylko ukazaniem dalszych losów amerykańskich celebrytek na Manhattanie, ale też świetną komedią, rozbawiającą momentami do łez.
Cztery przyjaciółki, wchodzące już w wiek średni, przeżywają swoje przygody i życiowe rozterki w najszybszym i najbardziej dynamicznym mieście świata - Nowym Jorku.
Carrie Bradshaw jest dziennikarką, piszącą felietony do popularnej nowojorskiej gazety, w których udziela licznych kobiecych porad oraz ukazuje swe życie (także seksualne) na Manhattanie. Na swoim koncie ma też wydawnictwa w formie książkowej, więc jest powszechnie znaną w środowisku celebrytów osobą. Właśnie mija 4 lata odkąd związała się z poznanym 6 lat wcześniej Mr Bigiem, czyli Johnem Prestonem i teraz nagle ta para postanawia się pobrać. Wydaje się to nieco szaleńczy krok. Zwłaszcza ze względu na dotychczasowy bilans małżeństw Biga, z których wszystkie kończyły się na salach sądowych, ale też z uwagi na dotychczasowe zdanie na temat związków małżeńskich kotłujące się w głowie przyszłej panny młodej.
To jednak nie koniec wrażeń, bo trzy "od zawsze" przyjaciółki Carrie przeżywają swoje prywatne przygody, które niekiedy są naprawdę szalone.
Miranda Hobbes - prawniczka, żona i matka, doświadcza pierwszych prawdziwych kłopotów małżeńskich w swym związku ze Stevem. Wszak zdrada dokonana przez partnera nie jest miłym doświadczeniem...
Problemów pozbywa się za to Charlotte York, handlująca dziełami sztuki, której po długich staraniach udaje się zajść w ciążę. I która o tę ciążę naprawdę drży, ze względu na uprzednie poronienie.
Natomiast Samantha Jones - odważna, bezkompromisowa szefowa agencji PR porzuca swoją ukochaną pracę, rezygnuje ze swojej wolności po to by wyjechać z ukochanym mężczyzną - Jerrym - do Hollywood i wspierać jego aktorską karierę. Szybko jednak przekonuje się, że rola kury domowej i tylko leżącej oraz pachnącej kobiety swego ukochanego nie jest dla niej.
Te cztery historie czterech przyjaciółek splatają się ze sobą w niezwykły sposób i stanowią prawdziwą mieszankę wybuchową. Nie brak jednak w tym filmie także wzruszeń i momentów wzbudzających niepohamowany śmiech widoczny na twarzy nawet najbardziej zatwardziałego widza.
Warto! Warto przenieść się na Manhattan, pooddychać nieco zanieczyszczonym nowojorskim powietrzem i podziwiać perypetie tego niezwykłego kobiecego tercetu.
Ocena: 5/6
Interesujące jest również zjawisko, iż zarówno amerykański serial, jak i jego filmowa kontynuacja są o niebo lepsze od samej książki, będącej ich pierwowzorem. Niezwykły efekt, który na pewno trudno osiągnąć! :)
to wszystko jest potrzebne by móc stworzyć wytrawnego Czytelnika.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Ja uwielbiam "Sex and the city"- nawet mamy taki zwyczaj z koleżanką, że najpierw razem przeleciałyśmy przez serial, potem na kinówkę, a teraz to już na bank- tylko we dwie na kolejną kinówkę, której się już nie możemy doczekać;)
OdpowiedzUsuńa serial lubię przede wszystkim za opowieść o przyjaźni drastycznie innych od siebie kobiet, o jej trwałości i niezwykłości- o przyjaźni jakiej mi od dłuższego czasu brakuje...
Serial podobal mi sie, choc bohaterki czesto zachowywaly sie jak rozhisteryzowane nastolatki. Film za to w ogole nie przypadl mi do gustu.
OdpowiedzUsuńSerial oglądam nadal i wcale mi się on nie nudzi - uwielbiam ich perypetie, a co do samej książki - czytam nadal, codziennie jeden felieton, bo inaczej książka po prostu by do mnie nie przemówiła:P Drugiej części jeszcze nie widziałam, ale filmy lubię, chociaż wydają mi się odrobinie przerysowane:P
OdpowiedzUsuńO "Sex and the City" w dowolnym wydaniu wypowiadać się nie będę, bo nie widziałam ani jednego odcinka, nie czytałam książki, nie widziałam filmu i wcale nie zamierzam zmieniać tego stanu rzeczy. Przynajmniej na razie.
OdpowiedzUsuńAle a propos ostatniego akapitu (a zwłaszcza ostatniego zdania), to mam wrażenie, że powoli zależność między poziomem książek i ekranizacji zmienia się na korzyść tych drugich. Przynajmniej w jednym konkretnym wypadku.
Chodzi mi o seriale powstałe na podstawie współczesnych powieści: opierają się często o książki z pomysłem, ale wcale nie najlepsze, wyciągają sam pomysł i obudowują go na swój sposób. A, że są to seriale, a nie filmy i mają dużo czasu na pokazanie wszystkich zależności i dopracowanie pomysłów, to coraz częściej są lepsze od pierwowzoru...
Tak jest (jak twierdzisz) z tym serialem, tak jest z "Dexterem" i sądzę, że tak będzie z coraz większą ilością serialowych ekranizacji... :)
Zgodzę się z Tobą zupełnie, że serial i film są o niebo lepsze niż książka. Dziwne to, ale komuś się udało. Carrie to postac kultowa i ja bardzo, bardzo polubiłam ją i jej kumpelki. No i oczywiście New York, to jest chyba naprawdę główny bohater i serialu i filmu. Czekam aby udać się do kina na druga część.
OdpowiedzUsuńOglądałam kiedyś serial, ale nie trwało to zbyt długo, mimo iż mi się podobał. Filmu nie widziałam, a książkę mam zamiar przeczytać w najbliższym czasie. :)
OdpowiedzUsuńTyle się o tym słyszało, ale nie czytałam i nie oglądałam ani filmu, ani serialu. I nigdy jakoś nie myślałam nad tym, żeby to zmienić. Nie wiem, nie wiem, ale myślę, że na razie tak zostanie.
OdpowiedzUsuńA ja już nie mogę się doczekać premiery Sex and the City 2 :)
OdpowiedzUsuńJa akurat najpierw obejrzałam film, który bardzo mi się spodobał, zachęcona nim obejrzałam również serial, a teraz na półce stoi książka i czeka aż się za nią zabiorę :).
OdpowiedzUsuńWięc odpowiadam na Twoją wątpliwość: warto obejrzeć film, nawet jeśli ma to być pierwsze spotkanie z "Seksem w wielkim mieście" ;).
dopiero niedawno obejrzałam wszystkie odcinki serialu i całkiem mnie pochłonęła carrie, jednak filmy pełnometrażowe to zupełnie coś innego, a książka.. hm.. nie czytałam :)
OdpowiedzUsuń[widzę, że czytasz dno oka. też jestem w trakcie, piękne wydanie, prawda? :]
pozdrawiam, tola.
http://czyttttanie.blox.pl
Ja również - tylko cicho sza - dałam się namówić na rundkę z paroma odcinkami. Zaczynam dopiero 1 sezon, więc na razie się nie wypowiem. Ale pomijając wszelkie kobiece infantylności, myślę że widoki NY i realiów zamkniętych w kolorowej otoczce na pewno mnie nie zawiodą, a kto wie? Może jak raz dobrze się rozerwę? Pośmieję? Oby :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło i serdelkowo :)