Od dawien dawna rzesze naukowców (też naukowców - amatorów) zajmują się badaniem przyczyn przestępczości - pragną wykryć, co sprawia, iż człowiek popełnia przestępstwa, że jest skłonny do zła. Pod koniec wieku XIX znany kryminolog Cesare Lombroso opublikował dosyć kontrowersyjne wyniki swych doświadczeń. Stwierdził on, po długoletnich badaniach sprawców czynów zabronionych, zarówno pod względem psychologicznym, socjologicznym, psychicznym, czy biologicznym, że przestępca to specyficzny przedstawiciel gatunku ludzkiego. Tak niezwykły, bo rządzą nim pierwotne instynkty, fizycznie podobny jest do człowieka pierwotnego i stanowi przeto odrębny typ biologiczny - coś jakby odrębny gatunek. Najbardziej interesująca teoria, jaką przedstawił Lombroso dotyczyła jednak tego, iż skłonność do popełniania przestępstw jest jak najbardziej rozpoznawalna, nawet na długo przed tym, zanim dana osoba popełni jakikolwiek czyn zabroniony. Można ją stwierdzić na podstawie specyficznych cech antropologicznych, w tym specyficznego kształtu czaszki oraz dosyć rozbudowanych właściwości psychicznych. Uważał, że większość sprawców przestępstw to tzw. przestępcy z urodzenia, którzy (w odróżnieniu od sprawców z namiętności, z nawyku, z przypadku) rodzą się z skłonnościami kryminogennymi.
Ponieważ kontrowersji nigdy dosyć - to Lombroso proponował ogólne badania społeczeństw i eliminowanie z nich jednostek o określonych przez niego atawistycznych cechach - najlepiej poprzez zamykanie w zakładach zamkniętych, po to by nigdy nie popełnili przestępstwa.
Prewencja na taką skalę szokuje nawet w wieku XXI, gdy mamy już znacznie większą wiedzę od tej, jaką posiadał Lombroso. Wiemy choćby, że istnieje dosyć osobliwa zależność pomiędzy agresją, a dodatkowym chromosomem Y, który wykrywa się u ok. 3% mężczyzn. Czemu zatem nie zamykamy panów posiadających tę niezwykłą mutację?
Chyba przede wszystkim ze względów zdroworozsądkowych, z powszechnego przekonania, iż nie można nikogo więzić opierając się jedynie na przypuszczeniu, że coś zrobi, czegoś dokona. Zresztą ogromna większość przestępców kryminogenne zachowania nabywa z powodu różnych, niezbyt udanych stosunków społecznych, z nieprawidłowego wychowania i negatywnego wpływu innych czynników.
Tylko, czy zło jest jedynie cechą ludzkiej natury? Czy tkwi w człowieku zahibernowane by w pewnym momencie móc się uaktywnić pod wpływem różnych okoliczności, czy też zło opętuje nas niczym zły duch?
Te pytania wciąż pozostają bez odpowiedzi.
Nie odpowiada na nie także Wojciech Smarzowski w swym najnowszym filmie, który miałam okazję obejrzeć. "Dom zły" jest kompilacją agresji, bezradności, pazerności, złośliwości, nieufności, bólu okraszających rzeczywistość epoki PRLu, Polskę lat '80.
Historia zaczyna się od szczęścia z solidnym dodatkiem goryczy - Edwarda Środonia z powolnej i nudnej egzystencji wydziera ślub z ukochaną, poznaną na weselu kolegi Grażyną, która staje się dla niego sensem życia. Sensem, który odchodzi nagle upadając w kuchni, podczas podania mężowi obiadu. Diagnoza - wylew. I Środoń jest w punkcie wyjścia, jeszcze bardziej boleśnie doświadczony, całkowicie pozbawiony powodu dla którego powinien istnieć.
Postanawia wyjechać daleko, w bieszczadzką głuszę i przyjąć stanowisko zootechnika w PGRze.
Podczas podróży trafia do domu Dziabasów i pobyt tam, burzowa noc, hektolitry wypitego szklistego trunku na zawsze odmienią jego życie.
Do gospodarstwa tego trafia znów jakiś czas później, w ogniu naprawdę mroźnej zimy, tym razem jako podejrzany o popełnienie okrutnej zbrodni.
Nie jest łatwo wyrazić emocji, jakie targają widzem, który ogląda film Smarzowskiego. Może dlatego, że jest to cały szereg myśli, odczuć, wniosków. Na pewno jednym z nich jest obrzydzenie - dla miejsca śledztwa, dla całej hordy ludzi, którzy się tam grupują, dla każdej postaci z osobna. Dobrego wrażenia nie robi także perspektywa z jakiej obserwujemy całą opowieść - w większości jest to policyjnie nagranie z przeprowadzenia czynności na miejscu popełnienia przestępstwa, nie pozbawione niedoskonałości, czasami niewyraźne, nie wolne od zakłóceń.
Histeryczny zaś śmiech wywołują poczynania Milicji Obywatelskiej oraz Służby Bezpieczeństwa, ich zabiegi mające na celu ochronę śledztwa, utrwalenie całej wizji lokalnej, dbałości o dobro postępowania i co za tym idzie o sprawność Państwa Ludowego, a tak naprawdę pozorowane działania, które mają ukryć rzeczywiste intencje - ukierunkowane na interes osobisty. Wśród tych wszystkich skrajnych uczuć tli się niewielka iskierka współczucia dla głównego bohatera, dla jego tragedii, ale też dla bólu i tragedii innych postaci.
"Dom zły" ukazuje także, w bardzo barwny sposób, realia Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, obnaża polskie słabostki, nałogi, wady. Poznajemy nieudolność władz mundurowych, które winny bronić naszego bezpieczeństwa, a myślą jedynie o wódce, dobrej zabawie, własnym dobrobycie - łamiąc tym samym wszelkie zasady, jakimi powinny się kierować. Przyjmują łapówki, czynności śledcze starają się jedynie odbębnić by mieć spokój, jednocześnie donoszą do SB na swych kolegów i przełożonych. Poznajemy szarych ludzi, którzy kombinują jak tu się dorobić, prowadzą nielegalne interesy, pędzą bimber, wchodzą w szemrane transakcje i oczywiście dużo piją. W tym wszystkich mamy też ofiarę zła - Edwarda Środonia oraz szukającego sprawiedliwości funkcjonariusza MO - Porucznika Mroza.
Tym razem nie będzie jednak tak, jak w upadłym Festung Breslau Krajewskiego. Zło niekoniecznie musi ponieść klęskę, zwłaszcza jeśli większość jest z gruntu zła.
Ale "Dom zły" rodzi nadzieję, która dodaje otuchy przede wszystkim nam - ludziom współczesnym. Może jeszcze kiedyś dobro zwycięży zło. Może jeszcze dziś.
Ocena: 5/6
Rozbawiona po niezwykłym "Weselu" Smarzowskiego wchodząc do "Domu złego" poczułam niezwykły chłód, spokój, ale jednocześnie czającą się w ciemności tajemnicę i grozę. Chyba pierwszy raz w historii obejrzałam tak mroczny i dziwny film produkcji polskiej. Jednocześnie nie mogłam wyjść z podziwu dla kunsztu Wojciecha Smarzowskiego, który w tak doskonały sposób potrafi bawić się emocjami widzów. Jednak nic na to nie poradzę, że wolę jednak z Panem Wojciechem śmiać się niż bać.
to wszystko jest potrzebne by móc stworzyć wytrawnego Czytelnika.
Mam wielką ochotę na "Dom zły". Na pewno kiedyś obejrzę.
OdpowiedzUsuńTen film muszę, muszę, muszę obejrzeć.
OdpowiedzUsuńTen film jest świetny! Ambitny i kompletnie nie komercyjny! A treść przeraża i zachwyca jednocześnie. prosta historia opowiedziana tak ciekawie!
OdpowiedzUsuńClaudette, widzę że z książek przeszłaś na filmy i powiem Ci, że wdzięczna Ci jestem, bo napisałaś o tym filmie tak, jak chciałabym o nim usłyszeć. Widziałam tylko zapowiedź, a teraz dzięki Tobie mam już szerszy obraz i nadal bardzo chcę go oglądnąć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Ultramaryno, polecam ten film :) Chociaż ostrzegam - jest bardzo mroczny! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTucho, zachęcam :) Ja teraz poluję na "Różyczkę" na dvd - chyba bardziej mi przypadła do gustu niż "Dom zły". Pozdrawiam :)
Matyldo_ab, ta prostota pomysłu, wykonania, prostota fabuły naprawdę poraża. Znam osoby, które po oglądnięciu pierwszych pięciu minut rezygnowały, bo spodziewały się mocnego początku, jakiegoś wybuchu, pogoni mordercy z piłą za ofiarami, czy nie wiem czego.
A to jest prawdziwy thriller. Trzymający w napięciu, intrygujący, rozświetlający ciemne punkty historii w zaskakującym układzie. I w dodatku polski! Pozdrawiam :)
Virginio nie do końca przerzuciłam się na filmy - po prostu od początku roku lista filmowych recenzji do napisania się wydłuża, muszę zatem jakoś nadrobić :)
Cieszę się, że moja recenzja wpłynęła na Ciebie zachęcająco - ja sama ten film wyobrażałam sobie zupełnie inaczej, ale nie jestem absolutnie rozczarowana. Pozdrawiam i polecam! :)
Koniecznie muszę zobaczyć. Już gdy wchodził do kin miałam na niego chętkę, ale jakoś potem się po kościach rozeszło. Ale teraz muszę!
OdpowiedzUsuń